„Cloverfield Lane 10”: A potem nastał akt finałowy…

Dość nietypowo zacznę tę recenzję od pewnej stylistycznej wolty. Trzeba bowiem przy okazji tego filmu rozpocząć od tego co pojawiło się na końcu, zostawiając Was jednak tylko z następującym stwierdzeniem:

Jeśli kupicie ten finał, znajdziecie się w gatunkowym niebie.

Nie chcę się więcej rozwodzić nad nim. Powiem jedynie tyle: cała konstrukcja, którą buduje debiutujący reżyser Dan Trachtenberg jest uzależniona od Waszego podejścia do jej kulminacji. Przy braku akceptacji wyjdziecie z kina rozczarowani, że tak dobrze stopniowane napięcie zostało zmarnowane. Ja, nie ukrywając za dużo, wyszedłem z kina w nastroju daleko bardziej entuzjastycznym.

Howard (John Goodman w formie mistrzowskiej) buduje schron. Nie do końca wiadomo przed czym ma on chronić, bo sam bohater jest jedną wielką teorią spiskową dziejów. Jedno jest pewne: Michelle (Mary Elizabeth Winstead) trafia do niego nie z własnej woli. Po wypadku zostaje w nim uwięziona. Jednak Howard uspokaja ją i zauważa wręcz, że powinna mu dziękować za uratowanie życia. Czy dziewczyna da się przekonać swojemu oprawcy (bohaterowi?)? W dotarciu do prawdy mógłby jej pomóc Emmett. Mógłby, gdyby ślepo nie wierzył we wszystko, co mówi Howard.

10 Cloverfield Lane

Trochę ten film przypomina niedawną oscarową rewelację Pokój. Jednak wszystkie elementy, które w tamtym filmie wskazywały na dramat psychologiczny, tutaj przekształcają się w schematy thrillera. Oglądaliśmy już takich filmów wiele. Jednak dawno w tym gatunku nie było tak inteligentnie poprowadzonej gry między bohaterami. Dzięki temu, że rozwijające się między Howardem, a jego towarzyszami relacje są wiarygodne, choć wyjątkowo nieprzewidywalne, napięcie w Cloverfield Lane 10 rozwija się niejako przy okazji. Pomagają w tym też świetne, klaustrofobiczne zdjęcia Jeffa Cuttera (facet ewidentnie specjalizuje się w horrorach – Koszmar z ulicy Wiązów czy Sierota) oraz klimatyczna muzyka. Jednak to te relacja, te chore wizje Howarda, które wokół siebie roztacza i w które coraz mocniej zaczynają wierzyć Michelle i Emmett mają największy wpływ na sukces filmu. Gdyby Howarda zagrał ktoś inny niż John Goodman, takiego sukcesu na pewno by nie było. Jednak ten aktor, który dawno nie był tak dobry, pokazał, że nawet najbardziej wątpliwe logicznie emocje da się uwiarygodnić charyzmą i zaangażowaniem w rolę. Największą gwiazdą jest tutaj jednak niespodziewanie Mary Elizabeth Winstead, która wreszcie doczekała się postaci na miarę jej niebagatelnego talentu. Ona rządzi na ekranie, ona pokazuje, że dziewczyna, kiedy trzeba, też musi mieć jaja i zawalczyć o siebie. Przy tej parze John Gallagher raczej nie jest zbyt widoczny. Prawdziwa emocjonalna batalia, napędzająca film rozgrywa się bowiem między Howardem a Michelle. Widać w tym rękę twórcy Whiplasha Damiena Chazelle’a, który podpisał się tutaj jako współscenarzysta.

Cloverfield-Lane-10-zdjęcie

Czuć też poza wszystkim w Cloverfield Lane 10 mocną pieczę nad projektem J.J. Abramsa, który zaczyna nam wyrastać na hegemona kina gatunkowego w Hollywood. Czyżby Steven Spielberg znalazł wreszcie następcę z prawdziwego zdarzenia? Pewnie Ci, którzy nie przełkną tego zakończenia, odpowiedzą negatywnie, ale ja czuję, że jednak u większości dominować będzie co najmniej pozytywne zainteresowanie. A to dużo, mając z tyłu głowy fakt, że ostatnimi czasy kino rozrywkowe kojarzy się jedynie z marvelowskimi kalkami i kolejnymi porażkami DC.

Start typing and press Enter to search