25. BNP Paribas Nowe Horyzonty – relacja 2

Złota Palma na wyrost?

Jednym z najważniejszych punktów tegorocznego programu BNP Paribas Nowe Horyzonty jest bez wątpienia polska premiera laureata najcenniejszej nagrody festiwalu filmowego w Cannes. Dodatkowo obecność na pokazie samego reżysera Jafara Panahiego (który na przywitanie otrzymał od wrocławskiej publiczności owacje na stojąco) nadawała uroczystego i podniosłego charakteru festiwalowemu seansowi. Czy najnowsze dzieło irańskiego reżysera sprostało ciężarowi Złotej Palmy? W moim odczuciu niestety nie…

Żeby nie było, „To był zwykły przypadek” jest solidnym kinem społecznym z ważnym, aktualnym przesłaniem, jednak po zwycięzcy prawdopodobnie najważniejszej filmowej nagrody na świecie możemy spodziewać się czegoś więcej niż „bezpiecznego 7/10”. Panahi poprawnie rozkłada akcenty, scenariusz trzyma się kupy, ale brakuje w tym wszystkim jakiegoś pierwiastka, który wynosiłby go ponad typowe festiwalowe kino polityczne.

Z drugiej strony rozumiem dodatkowy kontekst, który przemawia za Panahim – od lat prześladowany przez irańską władzę nieustępliwie i konsekwentnie tworzy obrazy pokazujące światu realia autorytarnego ustroju republiki islamskiej.

Jednak pomijając heroiczną walkę Panahiego jego dzieło nie wyróżnia się niczym specjalnym. W tegorocznym canneńskim konkursie po prostu byli lepsi.

„<Widzieć znaczy uwierzyć>” [to see is to believe] – mówi jedna z bohaterek kina Lee Chang-donga, ale on sam nieustannie kwestionuje realność tego, co ukazuje się naszym oczom dowodząc, że pod powierzchnią zdarzeń i zjawisk, pod maskami, które wkładamy; za fasadami budynków, społecznych rytuałów, znajduje się inny wymiar codzienności”.

Ten opis ze strony festiwalu BNP Paribas Nowe Horyzonty zachęcił mnie do wybrania się na filmy z retrospektywy reżysera „Płomieni” i póki co jestem nimi oczarowany.

Zachwyciła mnie zwłaszcza „Poezja”, czyli – jak mówi reżyser – „historia starszej pani, która pierwszy raz w życiu pisze wiersz”. W roli głównej Yang Mi-ja, a film zasłużenie został nagrodzony za scenariusz na festiwalu w Cannes.

„Jak zachwycać się urodą świata, kiedy ten pokazuje nam swoje najbardziej odrażające oblicze?” – pyta Małgorzata Sadowska w festiwalowym opisie tego filmu.

Dobre pytanie bez łatwych odpowiedzi, ale „Poezja” zainspirowała mnie do tego, by spróbować. I mocno wzruszyła. Mimo mrocznego oblicza świata, zachwyciłem się urodą tej filmowej perełki.

„Paw zwyczajny” to znakomita satyra, przywodząca na myśl filmy Yorgosa Lanthimosa („Kieł”), Urlicha Seidla („Upały”) i Rubena Ostlunda („The Square”).

Głównym bohaterem jest Matthias (rewelacyjny Albrecht Schuch, znany chociażby z roli Reinholda w „Berlin Alexanderplatz”) to człowiek do wynajęcia, który może udawać najlepszego tatę, kochającego syna albo partnera homoseksualisty. Pytanie brzmi, czy rzeczywiście poradzi sobie z każdym z tych zadań i jak ciągłe bycie w roli odbije się na jego kondycji psychicznej oraz życiu osobistym.

Debiutancki film Austriaka Bernharda Wengera to bardzo pozytywne zaskoczenie, a zarazem wnikliwa satyra na kapitalizm, media społecznościowe i życie pod nieustanną presją. W czasie seansu śmiałem się, ale miejscami był to śmiech przez łzy, któremu towarzyszyło sporo refleksji. Przypomniały mi się chociażby słowa poety E.E. Cummingsa:

„Być nikim, ale sobą, w świecie, który robi wszystko, co w jego mocy, dniami i nocami, by zrobić z ciebie przeciętniaka, oznacza walkę w najcięższej bitwie, w jakiej dane było walczyć ludzkości i która nigdy się nie skończy”.

„Paw zwyczajny” zdecydowanie utwierdził mnie w przekonaniu, że warto być sobą. Nawet jeśli mogą się z tym wiązać różne rozczarowania – zarówno u siebie, jak i w oczach innych.

Start typing and press Enter to search