4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni

Nie wiem jak Państwo, ale ja mam już mdłości spowodowane codziennym konsumowaniem amerykańskiego kina. Nie skreślam je idiotycznie jako całość, bo byłoby to kompletnie niesprawiedliwe. Jednak każdy kto regularnie odwiedza kino może dojść do prostego wniosku, że z czysto komercyjnych pobudek jesteśmy robieni w konia. Wszyscy nam mówią, że te głośne hity to coś, co ma nam się podobać. Tymczasem wychodzimy z sali kinowej i czujemy pustkę.

W czasie takiego przesytu sięgam po randomowe kino europejskie i dostępuję oczyszczenia. Nawet jeśli film jest nieudany, bardzo doceniam jego naturalizm, niedoskonałość i wywyższenie emocji – choćby miały być najzwyklejsze i tak banalnie bliskie dla każdego z nas. Mam dość robienia kina śmiesznie patetycznego, konstruowanego pod jakąś złotą statuetkę i możliwość przejścia się w fajnej kiecce po lśniącym czerwonym dywanie.

Dlaczego nie wspomniałem jeszcze ani słowem o filmie 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni? Z prostego powodu. Coraz częściej uświadamiam sobie, że zamknięcie się w szklanej kuli przed seansem jest zbawienne. Najlepiej przed obejrzeniem filmu o nim nie czytać, nie interesować się i unikać jakichkolwiek związanych z nim informacji. Jeśli ufasz mi choćby w najmniejszym stopniu, to po prostu obejrzyj ten najczystszego rodzaju film.

Tomasz Samołyk

Start typing and press Enter to search