To jest właśnie ta niespodzianka, na którą zawsze się czeka na festiwalach – film znikąd, który okazuje się być mocnym kandydatem do najlepszego obrazu imprezy. Taki właśnie jest Dope, czyli wersja Straight Outta Compton, która dużo chętniej bym obejrzał, bo zrobiona z dystansem, humorem i lekkością.
Malcolm (genialny Shameik Moore!!!) jest uczniem liceum. Jednak nie chce, jak większość z jego kolegów ze szkoły, trafić do gangu i sprzedawać narkotyków na ulicach. Chce iść na studia (na Harvard) i być kimś. Jego idealny plan się komplikuje z powodu imprezy, na której dostaje pewną nieoczekiwaną przesyłkę.
Rick Famuyiwa chciał połączyć wodę z ogniem – coming-of-age story z historią z czarnej dzielnicy, na dokładkę w konwencji komedii muzycznej. Mogłoby się wydawać, że z takich składników nie da się stworzyć strawnej potrawy. Nic bardziej mylnego – Famuyiwa nie tylko sobie poradził, dodatkowo dzięki Dope prawdopodobnie stworzył przyszłą gwiazdę amerykańskiego kina. Shameik Moore jest w głównej roli absolutnie niesamowity i gdyby nie jego naturalna charyzma, film ten nie byłby nawet w połowie tak dobry. To on jest dostarczycielem właściwie wszystkich zabawnych sytuacji, a jest ich w Dope niezwykle dużo. Dawno nie widziałem tak dobrej, konsekwentnie skonstruowanej komedii. Wszystko tutaj się zgadza – zabawne postaci, ich przygody, tempo serwowanych dowcipów, w końcu genialnie zdystansowany narrator, który opowiada głosem samego Foresta Whitakera (również producenta filmu).
Dope nie traci nawet na chwilę swojej komediowej energii także dzięki genialnie dobranej ścieżce dźwiękowej, na którą składają się najbardziej rozpoznawalne kawałki hip-hopowe. Co jednak ważne, film Ricka Famuyiwy nie jest tylko komedią. Jest on także dość wiarygodną, choć niezaprzeczalnie zdystansowaną, wizją czarnej społeczności, które boryka się z podobnymi problemami co kilka czy kilkanaście lat temu. Doskonałym jej podsumowaniem jest refleksja Malcolma, który w swojej aplikacji pyta, czy gdyby był biały, zadawano by mu te same pytania na temat jego chęci trafienia na Harvard. Szczęśliwie nie jest to moralitet, który można byłoby posądzić o dydaktyzm, polityczną poprawność. Dope jest świetną rozrywką, jak i wiarygodną refleksją. Co najważniejsze wszystko jest podane w formie niezaprzeczalnie elektryzującej, zabawnej fabularnie zgrywy.
Można byłoby napisać o Dope jeszcze więcej pozytywnych słów. Najważniejsze są jednak te dwa: SHAMEIK MOORE. Jeśli nie zmarnuje się, pozycja takich ludzi jak Jamie Foxx czy Denzel Washington niedługo może być zagrożona.