Tematem 4. dnia festiwalu była śmierć. Zaczęło się w lekkim przymrużeniem oka, skończyło na potężnym uderzeniu obuchem w głowę. Spójrzmy na te trzy, ponownie znakomite filmy.
Jak napisałem zaczęło się lekko, choć w sumie trudno tak pisać o filmie, w którym głównym tematem jest aborcja. Jednak Grandma podaje ten problem w sposób wyjątkowy – w postaci urokliwego, wspaniałego komediodramatu / kina drogi. A w środku konflikt pokoleniowy między starszą kobietą po przejściach, intelektualistką, a młodziutką dziewczyną, która wpadła. Dzięki genialnemu aktorstwu Lily Tomlin, która powinna powalczyć w tym roku o Oskara, oraz Julii Garner wypada on wyjątkowo wiarygodnie i poruszająco. Szczęśliwie nie jest Grandma jednak ciężka, bo Paul Weitz włożył w usta swoich bohaterek znakomite, z dużą lekkością napisane dialogi. Dzięki temu jest to nie tylko ciekawe spojrzenie na pokolenia kobiet, a po prostu świetna, zabawna komedia.
Od lżejszych tematów, przechodzimy do trochę cięższych – Earl i ja, i umierająca dziewczyna, zwycięzca tegorocznego Sundance, miał być największym pewniakiem tego dnia. Był pewniakiem do połowy, w której ze świetnej, bardzo energetycznej komedii, zamienił się w przyciężkawy i nieszczególnie interesujący dramacik. Szkoda, bo tematyka (białaczka) potraktowana bez pardonu, ostrym i zdystansowanym humorem do końca, mogłaby temu filmowi się bardziej przysłużyć. Trochę jakby Alfonso Gomez-Rejon przypomniał sobie, że jednak nie można o czymś takim opowiadać z taką lekkością. Zapomniał o tej zasadzie ponownie w poruszającej, rozczulającej końcówce, która wskazuje, że ten film powinien być genialny. Jednak wciąż był bardzo dobry.
Jeśli Gomez-Rejon wprowadził nas w trudną tematykę, to Michel Franco, zwycięzca nagrody w Cannesa za scenariusz do Opiekuna, walnął nas ciężkim obuchem w głowę. Oglądając historię Dave’a (genialny Tim Roth) można się zastanawiać, czy oglądamy kino amerykańskie. Tak naturalistycznego pokazu umierania z godnością, nie widziałem bodajże od Miłości Michaela Haneke. Nie jest Opiekun filmem tak dobrym jak jego austriacki kolega, jednak pozostaje doświadczeniem absolutnie przeszywającym i niezapomnianym. Tym większe brawa, gdyż Franco jest w swoim stylu absolutnym ascetą. Podobnie jak Roth, który nie używa ani jednego aktorskiego tricku podczas portretowania Dave’a. Dzięki temu jego postać jest tak autentyczna. Podobnie jak cały, porywający Opiekun.