Po bardzo długiej przerwie wracamy do roboty!!! Tegoroczne wakacje niestety nie obfitowały w wiele ciekawych propozycji filmowych. Mimo to postanowiłem pokusić się o małe podsumowanie. Poza Erą Nowymi Horyzontami, na której obejrzałem bagatela 40 filmów w ciągu 10 dni nie były to filmowo zapracowane wakacje. Lista obejrzanych filmów nie kształtu się szczególnie okazale, niemniej warto o kilku pozycjach przypomnieć.
Wakacje rozpoczęły się od 4 odsłony Terminatora z podtytułem Ocalenie. Film niejakiego McG niestety został naznaczony podobną skazą z jaką mieliśmy do czynienia przy filmie 300 Zacka Snydera – mianowicie, że trailer zaprezentował wszystkie najlepsze momenty filmu i znacząco przebił go pod względem jakości. Jedynie Sam Worthington starał się dotrzymać kroku legendzie poprzednich części filmu, resztę można określić jedynie słowem: schemat. W czwartym Terminatorze zabrakło wciągającej historii, efekty specjalne nie były szczególnie interesujące. Najbardziej zawiódł jednak grający Johna Connora , który zamiast wypowiadać swoje kwestie, wszystkie je niepotrzebnie wykrzyczał. Swoją kreację oparł o tę samą manierę, na której zbudował swoją postać w zeszłorocznym Batmanie. Niestety tym razem skutek był odwrotny od zamierzonego.
Na kolejne hity lata zapowiadane były filmy – Transformers: Zemsta Upadłych oraz Bruno, najnowszy projekt Sachy Baron Cohena. Niestety obydwa zawiodły. Szczególnie ten drugi, jeśli ktoś miał w pamięci jak dobry był Borat, okazał się wielkim rozczarowaniem. Cohenowi wyraźnie zabrakło wyczucia i przez to powstał film na wskroś stereotypowy, fabularnie nieznośny i nieszczególnie zabawny. Sceny, na których się śmiałem można było policzyć na palcach jednej ręki. Transformersi też nie dotrzymali kroku pierwszej części. Zabrakło humoru, pozostały tylko efekty specjalne, przez co powstał dwugodzinny, przerysowany, rozbuchany teledysk.
Potem przyszedł czas na Wrogów publicznych, 6 część Harry’ego Pottera i Metro strachu. Jedno wspomniane filmy łączy – świetne aktorstwo. We Wrogach Johnny Deppa oraz Billy Crudupa, w Harrym Rickmana, Gambona i nowego w obsadzie Jima Broadbenta, w Metrze Denzela i Travolty.
Wrogowie publiczni to świetna gangsterska saga o ponadczasowym bohaterze ukazana w sposób dość prosty, momentami nieco zbyt banalny, ale za to wciągający, ze świetną końcówką i znakomicie nakręconymi scenami akcji.
Harry Potter i Książę Pólkrwi to zdecydowanie postęp ze strony reżysera Davida Yatesa w stosunku do poprzedniej odsłony. Trochę za mocno skoncentrował się na związkach uczuciowych bohaterów i wyszła bardzo klimatycznie, brawurowo zrealizowana, kliamtyczna telenowela. Wątek główny odsunięty na drugi plan w końcówce wreszcie został dostatecznie rozwinięty czego zwieńczeniem jest przejmująca scena śmierci Dumbledore’a.
Najgorzej z trójki wypada Metro strachu – najnowsza kolaboracja Tony Scotta i Denzela Washingtona. Niestety jedynie ten drugi spisuje się na swoim normalnym poziomie. Metro to schematyczny, nudnawy i kompletnie pozbawiony napięcia thriller, w którym reżyser w sposób modelowy marnuje talent takich aktorów jak James Gandolfini i John Turturro.
Okres wrześniowo-październikowy to wielość filmów, z których przed szereg wybiły się: nowy Janosik, Bękarty wojny, Przerwane objęcia, a ostatnio Julie i Julia.
Agnieszka Holland i Kasia Adamik walczyły z produkcją Janosika przez kilka lat. Wszyscy powinniśmy się cieszyć, że dopięły swego. Ich wizja, co prawda daleko różna od wersji z ś.p. Markiem Perepeczko, jest naprawdę znakomita. Udało im się zdemitologizować głównego bohatera. Stworzyły portret człowieka z krwi i kość. Ubrały to w formę bardzo wciągającej, pełnej zwrotów akcji i scen dynamicznych rozrywki, świetnie zagranej przez Michała Żebrowskiego, Maję Ostaszewską i Vaclava Jiracka.
Bękarty wojny to z kolei całkowicie odjechana wersja końca drugiej wojny światowej okiem Quentina Tarantino. Film już w Cannes przykuł uwagę na tyle mocno, że jury pod przewodnictwem Isabelle Huppert przyznało mu nagrodę. Najlepszym aktorem został uznany Christoph Waltz i trzeba przyznać, że chyba dawno nie było tak trafnego werdyktu. Wybitna, powalająca na kolana to kreacja austriackiego aktora, który dotąd pozostawał znany jedynie w kraju rodzimym z występów w telewizji. Jego Hans Landa to chyba nawet lepszy villain od zeszłorocznego Jokera – fenomenalnie skonstruowana postać, popis mimiki, elokwencji aktora, który igra z widzem, bawi się z nim kotka i myszkę. Niesamowite jest to, że Waltz w filmie posługuje się aż czterema jeżykami i potrafi zmieniać je wciągu jednego zdania. Po prostu perełka!!! Świetnym uzupełnieniem dla Waltza jest wyborny Brad Pitt oraz przepiękna Melanie Laurent. Oraz sam Quentin – wylęgarnia pomysłów, najlepszych od czasów Pulp Fiction.
Pedro Almodovar powrócił Przerwanymi objęciami. Film, którego premiera miała miejsce na festiwalu Era Nowe Horyzonty, nie jest najlepszym w karierze Hiszpana, co znaczy mniej więcej tyle, że większość europejskich reżyserów mogłaby tylko marzyć, żeby zrobić taki obraz. Historia w Przerwanych objęciach to mieszanka noire i melodramatu połączona z jakże prostą, acz piękną refleksją o pięknie kina i jego wadze w życiu człowieka. Dodatkowo zjawiskowa Penelope Cruz.
I na sam koniec Julie i Julia – smakowity kąsek spod ręki Nory Ephron z wybitną kreacją Meryl Streep w roli Julii Child. Film odradzany ludziom głodnym – tak dużo w nim niesamowicie wyglądającego jedzenia. Świetne połączenie dwóch pozornie niełączacych się historii oparte na grze wielkiej Meryl oraz przewspaniałego Stanleya Tucci. Szkoda jedynie, że historia z Amy Adams nieco ginie w zetknięciu z popisem Streep.
Maciej Stasierski