7. LGBT Film Festival: do przerwy 0:1

Kazimierz Górski zwykł mawiać, że mecz piłkarski można wygrać, przegrać albo zremisować. Po obejrzeniu Kocura, pierwszego filmu w ramach wrocławskiej edycji 7. LGBT Film Festival, miałem chęć powiedzieć słowami słynnego Edmunda Niziurskiego, że do przerwy mamy 0:1. Szczęśliwie finałowy seans obrazu Front Cover doprowadził festiwal do wyniku zwanego przez znawców jako „remis ze wskazaniem”

Mówiąc najkrócej jak się da o Kocurze (zdjęcie poniżej), można powiedzieć, że był to film zwyczajnie nieudany. Sam koncept, że będziemy oglądać związek dwóch mężczyzn z punktu widzenia kota zły nie jest. Jednak trzeba było go opakować w bardziej strawne, zrobione w jakimś tempie kino, bez tego art-house’owego zadęcia. Fabularnie jest to film tak wydumany, na granicy z bezsensem, że nieznośny. Wyszedłem z kina zniechęcony i zirytowany.

KATER_Still_01_300dpi_sRGB

Szczęśliwie jednak pojawił się Front Cover (głównie zdjęcie), potencjalnie film dużo bardziej sztampowy, ale jednak jak się okazało ze sztampy można zrobić bardzo przyjemną, zabawną formą. Jest to pewna wariacja na komedię romantyczną, jednak na modłę kina gejowskiego. Film ten korzysta ze schematów gatunku pełnymi garściami, przekształcając je na swoje korzyści. Zasługa w tym zarówno pary głównych aktorów, jak i tego wspaniałego elementu wyróżniającego, który nazywa się chińska kultura. To zderzenie kulturowe, film bowiem rozgrywa się w Nowym Jorku, jest tutaj kapitalnie zarysowane. Przypomniało mi się wspaniałe Przyjęcie weselne Anga Lee. Łezka poleciała, wyszedłem z kina tym razem z dużą satysfakcją i uśmiechem na twarzy.

Na koniec jeszcze kilka słów o samym festiwalu. Słyszałem sporo głosów mówiących o tym, że kino LGBT nie zasługuje na festiwal, bo jednak nie jest to kino o charakterze narodowym i właściwie czym to ono się różni od kina, tutaj cytat z jednego z przeczytanych komentarzy, „hetero”. Odpowiedź jest prosta – kino LGBT, jak całe zjawisko jest wciąż swego rodzaju rzadkością, niszą, w Polsce niestety też przybierająca kształt tabu, z którą należy widzów zaznajamiać. Czuć tę potrzebę, żeby kiedyś nie trzeba było organizować tego typu festiwali. Oznaczałoby to stan, w który filmy LGBT stały się typowym mainstreamem. Jednak nie staną się dopóty, dopóki będzie ich w kinach tak mało. Dlatego w Polsce tym bardziej warto prezentować widzom te najmniej znane pozycje gatunku, które często prezentują wyższy poziom niż filmy wchodzące do kin w ramach premier dystrybucyjnych. Warto było się przejść do Kina Nowe Horyzonty, jak zwykle!

Start typing and press Enter to search