Program 7. edycji American Film Festival jest niezwykle bogaty. Jednak nie ma co się ograniczać do takiego pustosłowia. Przeciwnie sytuacja wymaga poważnego przyjrzenia się rozpisce projekcji i wybrania najważniejszych z ważnych. Oto moja trójka. Wybór nigdy nie był taki trudny.
1st: Moonlight
Jeśli to nie będzie największa rewelacja tego festiwalu to…nie no musi być! Historia Chirona, wychowującego się w niebezpiecznej dzielnicy Miami, który zmaga z problemem przysłowiowego „wyjścia z szafy” – zapowiada się na uderzenie emocjonalne, którego dawno w kinie nie było. Potwierdzają to recenzje amerykańskich krytyków, którzy w dużej liczbie uznali ten film za najlepszy w 2016 roku. Jestem bardzo podekscytowany. Czekam najbardziej.
2nd: Każdy by chciał
Richard Linklater po raz pierwszy. Pierwsza nakręcona przez niego fabuła po boskim Boyhood – czy jest w stanie przeskoczyć tamto osiągnięcie? Zapewne nie, bo Boyhood to film wyjątkowy, niepowtarzalny i niestety do dziś przeraźliwie niedoceniony. Z drugiej strony Linklater odwiedza dawne tematy – college, baseball, imprezy z beer-pongiem. Zapowiada się na znakomitą, bezpretensjonalną komedię. Ja jestem kupiony. Zwiastun here:
3rd: Richard Linklater, spełnione marzenia
Linklater po raz drugi. Tym razem nie jego film, a obraz opowiadający o nim. Za kamerą Louis Black. Czekam na wiarygodną i ciekawie opowiedzianą historię jednego z tych reżyserów, z którym łączy mnie więź emocjonalna na niespotykanym poziomie. Mam nadzieję, że film przybliży mnie do spotkania z nim, nawet jeśli tylko w formie metafizycznej. Warto!
Honorable mentions: Sully (Eastwood o amerykańskim pilocie, który wylądował na Hudson – honorable enough) & Człowiek-scyzoryk (Daniel Radcliffe jako trup puszczający gazy – dishonorable enough)