Takie pytanie zadają sobie teraz członkowie Akademii Filmowej, kiedy przedstawia im się tegoroczny przypadek Amy Adams. Dwie wspaniałe role – w Nowym początku i tutaj – z których trzeba wskazać tę lepszą, tę bardziej zasługującą na nominację. Pojawia się więc obawa, że z tego dylematu Akademicy wyjdą najprostszą drogą: nie nominują Adams, a jej miejsce przyznają…niech będzie niespodzianka…może Meryl Streep?
Sam miałbym problem ze wskazaniem, która z tych ról jest lepsza. Są tak od siebie różne – z jednej strony wspaniale emocjonalna, prawdziwa postać dr Louise Banks, z drugiej genialnie stylowa i do bólu zimna Susan Morrow. Obie absolutnie perfekcyjnie skonstruowane, obie godne nie tylko nominacji, a wręcz nagrody. Podobnie zresztą jak cały ten świetny thriller Toma Forda, który jest dowodem na rozwój narracyjny tego filmowca „z doskoku”. W końcu Ford znany jest wciąż lepiej jako projektant mody. Jego wizualny geniusz widać już było w Samotnym mężczyźnie, ale tam historia była tyleż emocjonalna, chwilami niezwykle wzruszająca, co jednak prosta.
Opowieść ze Zwierząt nocy wymagała od niego reżyserskiej sprawności na poziomie naprawdę najlepszych mistrzów gatunku. W końcu opowiada tutaj równolegle trzy historie – przeszłość Susan, w której poznaje swojego ówczesnego męża Edwarda (znakomity Jake Gyllenhaal), jej aktualne życie u boku Huttona (Armie Hammer) oraz „projekcję” powieści Edwarda, którą Susan dostała do przeczytania. Brzmi trochę jak ćwiczenie formalne, ale Ford w żadnym momencie nie poprzestał na tym, tworząc najbardziej gęsty jeśli chodzi o atmosferę film tego roku.
To jest główny walor Zwierząt nocy – ten film wciska w fotel klimatem, zaciska pętlę wokół szyi widza i nie puszcza do ostatniej, niezwykle poruszającej sceny. Zasługę za to Ford dzieli na pewno z operatorem Seamusem McGarveyem oraz z Ablem Korzeniowskim, który napisał mu muzykę jeszcze lepszą niż w Samotnym mężczyźnie. Jednak bez prawdziwych, mięsistych bohaterów, Zwierzęta nocy pozostałyby tylko filmową wydmuszką.
Aktorzy jednak dali tym postaciom oddech, dzięki któremu ożyły one na naszych oczach. Adams nie pozostała w tej kwestii samotna, choć przez swoją aktorską precyzję odcisnęła na obrazie najmocniejsze piętno. Jednak emocjonalny wybuch dostaliśmy przy konfrontacji męskiego tercetu Gyllenhaal, Aaron Taylor – Johnson i Michael Shannon. Ten ostatni absolutnie powala na kolana łatwością z jaką ze zwykłego, twardo stąpającego po ziemi policjanta, przeistaczył się w zdesperowanego i niepozostawiającego żadnych wątpliwości co do swoich poczynań glinę, który działa na granicy prawa (a nawet tę granicę przekracza) – imponująca rola, która nie powinna zostać pominięta przez Akademię. Ta dominacja Shannona nie oznacza jednak, że Gyllenhaal i Taylor – Johnson są tutaj słabi. Przeciwnie, wraz z Adams stworzyli najlepszy zespół aktorski roku, podbudowany jeszcze absolutnie genialnym epizodem Laury Linney.
Zwierzęta nocy to thriller wzorcowy – stylowo zrobiony, świetnie zagrany i trzymający w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty. Tom Ford powinien częściej stawać na planie filmowym!