Co się stało z reżyserem Szóstego zmysłu? Nie wiem, ale chcę wierzyć, że filmem Split powrócił wreszcie do formy. Szczególnie, że pracując nad tą produkcją, inspirował się m.in. Kłem Giorgosa Lanthimosa.
Bękarty kina – są przeciwieństwem mainstreamowych filmowców. Najlepiej wychodzi im wkurzanie widzów i krytyków, wzbudzanie w nich niepokoju, a czasem najlepiej wychodzą im… porażki. To oni są bohaterami mojego cyklu o podtytule „Napluję na wasze gusta filmowe”.
M. Night Shyamalan jako swoich mistrzów wymienia Stanleya Kubricka, Akirę Kurosawę, Nicholasa Raya i Alfreda Hitchcocka. Już w debiutanckim Szóstym zmyśle pokazał, jak ważne jest dla niego budowanie suspensu, zapewne w hołdzie Hitchcockowi. Problem polega na tym, że tą filmową produkcją postawił sobie bardzo wysoką poprzeczkę. Są tacy, którzy uważają, że już nie zrobił filmu na miarę swojego debiutu (podobnie jak np. Vincenco Natali po Cube). Mówiąc szczerze, dla mnie Szósty zmysł przestał być tak wyjątkowy w momencie, gdy przeczytałem dwie książki, które być może były dla niego źródłem inspiracji (choć nie wykluczam, że to przypadkowa zbieżność).
Mimo wszystko ten reżyser w pewnych (wąskich, ale jednak) kręgach wciąż jest uważany za swego rodzaju fenomen i wciąż są ludzie, którzy z zainteresowaniem czekają na jego kolejne filmy. Fundacja tego filmowca co roku organizuje w Filadelfii Shyamanween, czyli tamtejszy odpowiednik Halloween. Studenci piszą prace magisterskie i doktoraty poświęcone jego twórczości, a w 2004 roku powstał o nim zabawny mokument zatytułowany Ukryta tajemnica M. Nighta Shyamalana, w którym pojawiła się teoria, że jest… duchem.
Reżyser Osady lubi cytować słowa Jeana Cocteaua:
„Jestem kłamstwem, który zawsze mówi prawdę”.
Jaka jest prawda na temat talentu bądź jego braku u twórcy Niezniszczalnego? Z jednej strony poległ, realizując wysokobudżetowe i komercyjne filmy, a jego bardziej kameralne i autorskie produkcje (np. Wizyta) również nie dorównują kultowemu debiutowi. Czy stał się zakładnikiem wielkich oczekiwań, jakie mają względem niego fani i krytycy? Czy jeden wybitny film zrobił przypadkiem? A może w podążaniu za jego wizą przeszkadzają mu producenci? Nawet jeśli, nie ma takich problemów, jakie miał Orson Welles po filmie Obywatel Kane.
Z drugiej strony na Wizycie dobrze się bawiłem (egzamin z suspensu i kreatywności został przez niego zdany), natomiast Split zbiera pozytywne recenzje. Być może Shyamalan odnalazł właściwą drogę i kto wie – może wyreżyseruje jeszcze coś na miarę Szóstego zmysłu. Zwłaszcza, że pracując nad swoją nową filmową produkcją, inspirował się m.in. Kłem Giorgosa Lanthimosa (ale też np. filmami Roberta Altmana). Poza tym jest świetny w pracy z młodymi aktorami. Liczę, że odkryje jeszcze jakieś przyszłe talenty.
Po ukończeniu prac nad filmem Split miał złamane serce, ale jednocześnie był pełen nadziei. Zastanawiał się, jak wytłumaczyć tę ambiwalencje. Warto jednak pamiętać, że zarówno Shyamalan, jak i cała jego twórczość są pełne sprzeczności. Pokornie przyznaje, że przez cały czas się uczy i na dwie jego dobre decyzje przypada jedna niewłaściwa. Tak przynajmniej sądzi (znajdą się pewnie tacy, którzy wytknęliby mu więcej błędów).
Trzymam za gościa kciuki, bo to bardzo inteligentny i oczytany kinofil, w którym jest mnóstwo pasji i podejrzewam, że nie ma w nim ani krzty cynizmu czy wyrachowania. Dlatego nie robi Transforsmerów, tylko stara się podążać za głosem swojego serca. Nawet, jeśli nie zawsze podejmuje właściwe decyzje, darzę go szacunkiem. Choćby za to, że w jego filmach, również tych złych lub słabszych, można odnaleźć kinofiliskie cytaty, nawiązania i inspiracje. Niewykluczone, że Shyamalan to – cytując nowego klasyka – marzyciel, który jest trochę naiwny. Kochajmy marzycieli!
Pełen wiary w niego, wierzę, że znów objawiły i objawią się w nim ukryte w ostatnich latach talenty.