Po protestach feministek zrezygnował z przewodniczenia gali francuskich Cezarów. Czy bojkotowanie Romana Polańskiego jest słuszne?
Bękarty kina – są przeciwieństwem mainstreamowych filmowców. Najlepiej wychodzi im wkurzanie widzów i krytyków, wzbudzanie w nich niepokoju, a czasem najlepiej wychodzą im… porażki. To oni są bohaterami mojego cyklu o podtytule „Napluję na wasze gusta filmowe”.
Ostatnio odświeżyłem sobie Tragedię Makbeta, w którym to filmie Polański postanowił odejść od tradycyjnych stereotypów charakteryzujących wcześniejsze teatralne wersje tego dramatu. Kontrowersyjny polski reżyser zdecydował, że dwójka młodych bohaterów będzie młoda i przystojna. Nie czuł się też skrępowany tradycją elżbietańskiego teatru. O ile Szekspir ograniczył się w pierwowzorze do trzech czarownic, Polański uznał, że bardziej spektakularne będzie pokazania na ekranie całego sabatu. Zdecydował też, że Lady Makbet powinna być naga w scenie somnambulizmu.
Jako że producenci niespecjalnie chcieli zainwestować w kolejny film na podstawie Szekspira, Polański zaproponował współpracę ludziom z imperium Playboya, a ci zgodzili się wejść w ten projekt. Polski filmowiec dobił targu z samym Hugh Hefnerem, który najpierw pograł w kości, a potem dał mu zielone światło.
W międzyczasie rozpoczął się proces Mansona, oskarżonego o zamordowanie m.in. żony Polańskiego Sharon Tate. Reżyser znów znalazł się na pierwszych stronach gazet, nic więc dziwnego, że próbował uciec do traumy i tego zamieszania w świat kina.
Mimo różnych problemów i przeszkód, udało mu się zrealizować ten film, o którym – a jakże – zrobiło się głośno w prasie. Krytyk z New York Daily Mirror napisał, że:
„Najgłośniejszą reakcją na seansie okazał się wybuch śmiechu, którym publiczność skwitowała napis <Produkcja: Playboy> w nowej Sali Playboy Theater”.
W The Time napisano zaś:
„Polański jest w swoim żywiole, kiedy zajmuje się czarną magią. Jego zamiłowanie do sił nadprzyrodzonych nie ma granic”.
Według Newsweeka zrealizowanie tego filmu stało się dla Polańskiego „zracjonalizowaniem pewnej psychicznej obsesji”.
Jakby tego było mało, Polański, zapytany podczas wywiadu w londyńskim klubie Playboya, dlaczego zgodził się zrobić ten film za ich pieniądze, odparł: „pecunia non olet”. Tak zakończyła się jego przyjaźń z Victorem Lownesem z Playboya, który widocznie uznał, że Polański jedynie udawał przyjacielskie relacje, żeby wyciągnąć od niego pieniądze. Polski filmowiec twierdzi, że zaczął dostawać od Lownesa listy napisane w tonie porzuconego kochanka. „Złoty Kutas” Polaka powrócił do niego z następującymi słowami:
„W świetle ostatnich wydarzeń, nie życzę sobie oglądać twojego wizerunku naturalnej wielkości. Z łatwością znajdziesz przyjaciela, któremu będziesz mógł wsadzić go głęboko w…”.
Później rozeszła się plotka, że to… odlew fragmentu anatomii Polańskiego.
Reżyser wspominał po latach, że Makbet potwierdził niesłuszną – jego zdaniem – opinie o nim, że jest… rozrzutną primadonną. Czyżby coś było na rzeczy?
Michał Hernes
Korzystałem z fragmentów autobiograficznej książki Roman Romana Polańskiego.