Reżyser Moonlight Barry Jenkins obejrzał na studiach film Chungking Express Wong Kar Waia i doznał olśnienia. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widział. Uświadomił sobie, jak mało wie o kinie, ale też o świecie, który wydał mu się duży, a zarazem mały.
W hongkońskim reżyserze dostrzegł bratnią duszę i mistrza, którym postanowił się inspirować. W ich filmach warstwa wizualna ma w sobie niesamowitą moc, dzięki czemu przepiękne są w nich nawet sceny pozornie absurdalne. Jenkins do tej wizualnej wrażliwości (kolory, które oddają i symbolizują nastroje i emocje bohaterów) dołożył poruszającą muzykę, a także wyczucie języka ulicy i mowy potocznej czarnoskórych ludzi. Choć bohaterowie jego filmu czasem błądzą, choć targają nimi wątpliwości i nie zawsze znajdują w sobie siłę i odwagę, dostrzegłem w Moonlight skromną mądrość i powszednie metafory, które ogromnie mnie ujęły i ścisnęły mnie za serce. To poruszająca opowieść o chłopcu wychowującym się w podejrzanej dzielnicy, w którym budzi się homoseksualna tożsamość.
Chciałbym, żeby ten film sprawił, że widzowie mający w tej sprawie wątpliwości pożegnają się z obiekcjami względem homoseksualnych perypetii miłosnych. Zwłaszcza, że droga bohatera do odczuwania z tego powodu radości, a nie wstydu, nie jest prosta i usłana różami. Czy uda mu się spełnić swoje pragnienia?
Mądrość Jenkinsa polega na tym, że bohaterem filmu uczynił chłopaka, który ma w sobie dużo niepewności i niedociągnięć. Czyni to tę postać bardziej złożoną i autentyczną. Dodatkowo żyje on w świecie, w którym niewinność nie jest czymś bezpiecznym. Czy jedynym wyjściem z tej sytuacji jest nieufność? Czy bohater będzie podążał w zgodzie ze sobą i podda się temu, kim tak naprawdę jest? Warto się o tym przekonać.
Ta historia nie miałaby w sobie takiej siły i takiego autentyzmu, gdyby nie znakomicie dobrani i poprowadzeni aktorzy, chociażby Mahershala Ali i Naomi Harris.
W Moonlight zachwyciło mnie to, że nie przynosi łatwych rozwiązań, nie podąża tropem klisz i nie popada w banał. Odnoszę wrażenie, że w żadnej scenie i w żadnym detalu nie ma w tym filmie niczego przypadkowego. Uważni fani filmów Wong Kar Waia mogą się w nim dopatrzeć cytatów i nawiązań do Spragnionych miłości, Happy Together i Dni naszego szaleństwa.
Tę smutną opowieść przekłuł Jenkins w naprawdę przepiękny film. A jeśli ktoś powie, że że jest w nim dużo murzynów, chętnie odpowiem mu, że w filmach robionych przez Polaków pojawia się dużo białych.