„Porażki nie były dla nich katastrofą. Mniej lub bardziej spodziewali się ich. Były im potrzebne, żeby robić postępy” – reżyser Max Kestner opowiada o Amatorach w kosmosie.
Bękarty kina – są przeciwieństwem mainstreamowych filmowców. Najlepiej wychodzi im wkurzanie widzów i krytyków, wzbudzanie w nich niepokoju, a czasem najlepiej wychodzą im… porażki. To oni są bohaterami mojego cyklu o podtytule „Napluję na wasze gusta filmowe”.
Michał Hernes: Amatorzy w kosmosie – już tytuł tego filmu przykuł moją uwagę.
Max Kestner: Zazwyczaj nie robię takich filmów, ale zdecydowałem się go zrealizować, ponieważ trafiłem na dwóch bohaterów, którzy są niesamowici i inspirujący. Kiedy po raz pierwszy się z nimi spotkałem, powiedzieli mi, że zajmie im to trzy lata, ale kręciłem ten film przez siedem lat i wciąż pracują nad tym projektem.
Czy wierzysz w ich sukces?
Tak. Być może jestem naiwny, ale wydawało, że ich podejście do sprawy i sposób, w jaki o niej myślą przyczyni się do tego, że osiągną sukces mimo minimalnych nakładów finansowych. Wciąż w nich wierzę.
Każdy może powiedzieć: zrobimy to, polecimy w kosmos!
To prawda, ale jest w nich coś, co sprawiło, że uwierzyłem, że dadzą radę. Jeden z nich wybudował kilka łodzi podwodnych, także bardzo dużych, a drugi pracował w NASA. To nie są przypadkowe osoby, tylko goście o ogromnej wiedzy. Są jednak amatorami w tym sensie, że nie mają pieniędzy.
Niestety, zachowują się dziwnie i śmiesznie.
Podoba mi się to, bo jeżeli osiągną sukces, uczyni to ich triumf czymś większym i bardziej spektakularnym. Łatwiej jest polecieć w kosmos, gdy ma się miliony dolarów, ale trudniej, jeśli masz tylko skrzynkę z narzędziami. Ktoś taki może wyglądać kuriozalnie, ale jego sukces będzie lepiej smakował. Z punktu widzenia filmowca dobrze jest mieć tego typu bohaterów, o których wielu widzów może pomyśleć, że im się nie uda. Jeżeli stanie się inaczej, będzie to niesamowite.
Jak dużo czasu z nimi spędziłeś?
Nie miałem zbyt wiele materiału, ale kręciłem ten film przez kilka lat. W filmie wykorzystałem ich korespondencję mejlową, do której otrzymałem dostęp. Wiele konfliktów między nimi rozegrało się właśnie mejlowo. Zdecydowałem się więc umieścić to w filmie.
To smutne, że tak się kłócili.
Wszyscy wokół nich byli smutni z powodu tych konfliktów. Zwłaszcza, że sporo osób kocha ten projekt i wie, jak bardzo jest wyjątkowy.
Podbój kosmosu to wyzwanie dla NASA czy Elona Muska, a co dopiero dla amatorów.
Sprawę dodatkowo skomplikowało to, że obaj bohaterowie uważają się za królów, a pracuje się łatwiej, gdy ma się tylko jednego szefa, np. Elona Muska. Dodatkowo, w ten amatorski projekt było zaangażowanych sporo ludzi i też chcieli podejmować decyzje. Niestety, ich drogi się rozeszły. Kristian ma własną firmę, budującą małe rakiety, a Peter realizuje to przedsięwzięcie pod inną nazwą.
Nie ciągnie ich do NASA?
Zapewne chętnie by skorzystali z narzędzi i możliwości, jakie daje NASA. Przypomnę, że Kristian już dla nich pracował. Problem polega na tym, że chcą samodzielnie realizować te projekty.
Rozmawiałeś z nimi o tym, że powinni połączyć siły?
Nie, ale wielu próbowało.
Naprawdę są przekonani, że dadzą radę w pojedynkę?
Gdybyś zapytał o to Petera, odpowiedziałby, że jak najbardziej. Chcą pokazać, że możliwe jest to, że amator poleci w kosmos, przygotowując się do tego w bardzo tani sposób. Przecież dotąd w kosmos latali tylko profesjonaliści z USA, Chin i Związku Radzieckiego. Jeśli uda się to amatorom, przejdą do historii.
To niebezpieczne.
Oni twierdzą inaczej. To potencjalnie może stanowić zagrożenie, jak wiele innych rzeczy. Kristian i Peter nie chcą, żeby to było niebezpieczne. Nie są samobójcami. To zwykli ludzie, którzy czują, że mogą rozwiązać problem uczynienia lotów w kosmos nie niebezpiecznymi.
Czy wierzysz, że są coraz bliżej do celu?
Tak, z roku na rok przybliżają się do tego.
Ile jeszcze potrzebują czasu – ze 20 lat?
Nie sądzę. To może nastąpić bardzo szybko, jeśli wyciągną wnioski ze swoich błędów. A są w tym bardzo dobrzy. Porażki nie były dla nich katastrofą. Mniej lub bardziej spodziewali się ich. Były im potrzebne, żeby robić postępy. Do czegoś takiego potrzebna jest cierpliwość. Nie dokona się tego w trzy miesiące, ale możliwe, że uda się w ciągu trzech lat.
Lubisz swoich bohaterów?
Muszę ich lubić, bo inaczej nie potrafiłbym ich bronić. Chcę, żeby widzowie wierzyli, że to może im się udać.
Czy wierzysz, że twój film może być inspiracją dla innych?
Mam taką nadzieję, bo ci goście są wielką inspiracją dla mnie. Wierzę, że ten film zainspiruje innych do realizowania swoich marzeń.
O czym ty marzysz?
Nie wiem, to trudne pytanie.
Co czujesz, kiedy oglądasz filmy SF, w których podróże kosmiczne są takie łatwe i oczywiste?
Nie znam przyszłości, ale wierzę, że wiele rzeczy będzie w niej prostszych.
Nie jestem pewien, czy chciałbym żyć w przyszłości, w której wszystko byłoby proste. To mogłoby być nudne.
Ale zawsze byłyby jakieś przeszkody i trudności.
Rozmawiał: Michał Hernes
Wywiad miał miejsce w czasie 14. edycji Millenium Docs Against Gravity we Wrocławiu.