„Killers of The Flower Moon” Martina Scorsesego to arcydzieło w każdym calu. Ponad trzygodzinna epopeja rozpisana na tercet genialnych kreacji – Leo DiCaprio, Lily Gladstone i (najlepszego od lat) Roberta De Niro. Nie jest to typowy film Marty’ego, bo bardzo w klimatach slow cinema. Narracja prowadzona jest niespiesznie, dużo w nim czasu na oddech i miejsca na przetrawienie ciężkiej tematyki.
Najnowszy obraz Scorsesego jest adaptacją książki Davida Granna, która przybliża historię morderstw stojących za próbą przejęcia przez białych osadników majątku oraz pól naftowych należących do Osagów w Oklahomie. To porażająca opowieść ukazująca najciemniejsze strony ludzkiej chciwości i żądzy pieniądza. Scorsese jako niekwestionowany mistrz storytellingu doskonale rozłożył akcenty tworząc kompletną całość z absolutnie wielkim zakończeniem (fani Scorsesego będą w stanie ekstazy).
Killers… powaliło mnie na łopatki i prawdopodobnie lepszego filmu na tegorocznym Cannes już nie obejrzę. Na dłuższą recenzję jeszcze przyjdzie czas. Trzeba ochłonąć i poskładać myśli.
Scorsese mistrzem jest i basta!
„Monster” Hirokazu Koreedy wziął mnie z zaskoczenia. Pozornie nieskomplikowana historia o problemach bullyingu w japońskiej szkole nagle przerodziła się w montażową układankę złożoną z różnych perspektyw i nieporozumień wynikających z porozrzucanych strzępków informacji.
Koreeda od początku konsekwentnie myli tropy i podrzuca widzowi coraz to inne wersje wydarzeń, które dopiero pod koniec tworzą niezwykle spójną całość. Japoński mistrz przedstawia świat jako swoisty Yin Yang – z jednej strony portretuje brutalne, ciemne strony braku akceptacji rówieśników, z drugiej zaś jasność rodzącej się między dwójką chłopców przyjaźni.
„Monster” jest kinem, które dokładnie wie co chce przekazać i jakimi środkami uzyskać zamierzony rezultat. Koreeda w efektownej formie montażowej (przypominającej Rashomon Kurosawy) na szczęście nie zatracił największej siły jego kina – autentyczności ludzkich emocji. To właśnie emocjami tętni ten film. I za te emocje jestem wdzięczny japońskiemu mistrzowi.