Michał: Titane ma w sobie cechy nie tylko body horroru – to również musical z intrygującą choreografią.
Julia Ducournau: Dokładnie, widać to chociażby w scenach tańca. Wiedziałam, że nie będzie w nim zbyt dużo dialogów. Nie potrafię rozmawiać o miłości – muszę ją pokazać i poczuć. Jest w tym uczuciu coś organicznego. Już w scenariuszu zawarłam dużo scen tanecznych, ponieważ taniec to forma dialogu z udziałem bohaterów, ale też dialog między bohaterami a widzem. Chodzi o empatię cielesną i to uczucie, gdy widzisz tańczących ludzi. Moim zdaniem żadna rozmowa nie jest w stanie tego oddać”.
Bardzo się cieszę, że pokażemy „Titane” w ramach DKF W DCF | KRADZIEŻ TOŻSAMOŚCI – seans już 21 maja o godz. 19:00 w kinie DCF – Dolnośląskie Centrum Filmowe, a naszym gościem będzie Stanisław Abramik ze Stowarzyszenia Nowe Horyzonty, dystrybutora tego filmu.
A poniżej fragment mojego wywiadu z Julią, który ukazał się w miesięczniku Nowa Fantastyka.
Michał Hernes: Guillermo del Toro powiedział w jednym z wywiadów, że uczucia to dla niego nowy punk. Dodał, że jego zdaniem we wszechświecie liczą się tylko dwie siły – miłość i strach. Czy zgadzasz się z nim w tej kwestii?
Julia Ducournau: Nie do końca. Jeśli chodzi o kino gatunkowe, na przykład horrory, poniekąd zgadzam się, że emocje to nowy punk, ponieważ ta teza jest w kontrze do całych pokoleń filmów grozy, które w ogóle nie były oparte na uczuciach takich jak miłość czy empatia. Rozumiem więc, co del Toro miał na myśli, ale nie jestem pewna, czy zgadzam się z tym, co powiedział o miłości i strachu. Filozoficznie to może mieć sens, ale musiałabym dłużej zastanowić się nad odpowiedzią.
Jak ważne są dla ciebie uczucia w filmach?
Są dla mnie najważniejsze. Opowiadam historie o ludziach, mając nadzieje, że widzowie będą się z nimi identyfikować i wyruszą wspólnie w tą podróż. Nieważne, jak przerażająca jest ta wyprawa i o jak ekstrawaganckich wydarzeniach opowiadamy. Chodzi mi o to, by odnaleźć w tych bohaterach nasze człowieczeństwo. Uczucia są tym, do czego dążymy – to nasz cel. Lubię, gdy pod koniec filmu w widzach pojawiają się emocje, których nie spodziewali się, gdy rozpoczynali seans.
Podoba mi się, że używasz kina gatunkowego, chociażby horroru, nie po to, by przestraszyć widzów i demonizować swoich bohaterów, tylko żeby odnaleźć w nich humanizm.
To prawda, używam horroru do tego, żeby znaleźć współczucie dla bohaterów, o których myśleliśmy, że nie mamy ze sobą niczego wspólnego albo którzy budzą w nas wstręt. Ważne, żeby być otwartym na osoby, które najchętniej byśmy odrzucili. Kiedy widzę stereotypy, staram się je zabić.
Twoje filmy kojarzą mi się z cytatem z Joe Hilla. Ten pisarz powiedział, że w horrorach nie chodzi o ekstremalny sadyzm, tylko o ekstremalną empatię.
Dziękuję, właśnie to staram się osiągnąć. Gdy ludzie mówią, że robię horrory, jest to trochę nieprecyzyjne. Jestem wielką koneserką tego gatunku – oglądam wiele filmów grozy i oczekuję od nich, że zostanę przestraszona. W trakcie seansu chcę przeżyć istny rollercoaster emocji, zamykając oczy, gdy bardzo się boję. Nijak ma się to do nowej generacji horrorów, w których ledwie dostrzegam cechy tego gatunku, ponieważ są bardzo metaforyczne. Wydaje mi się, że jestem częścią tej nowej fali. Mimo wspomnianej przeze mnie metaforyczności, te filmy bardzo wyraźnie mówią o nas – ludziach. Mam problem z nazywaniem tych filmów horrorami. Przykładowo „Teksańska masakra piłą mechaniczną”, którą wyreżyserował Tobe Hooper, jest przerażająca, ale nie postrzegam go jako horroru, ponieważ zawiera w sobie znacznie większą głębię niż tego typu produkcje. To dla mnie nie tyle rozrywka, co bardziej film autorski.