„Polskie shorty są coraz odważniejsze” [25. BNP Paribas Nowe Horyzonty – WYWIAD]

„Polskie shorty – co pokazuje również tegoroczna Shortlista – są coraz odważniejsze formalnie, bardziej oryginalne treściowo i nie bez powodu otrzymują więcej nagród i zaproszeń na festiwale niż pełne metraże” – mówi Piotr Czerkawski, selekcjoner shortlisty 25. BNP Paribas Nowe Horyzonty. Program festiwalu znajduje się TUTAJ.

Michał Hernes: Andrzej Duda powiedział kiedyś: „Stan polskiego sportu, zwłaszcza gier zespołowych, jest smutnym odzwierciedleniem stanu polskiego państwa”. A czego odzwierciedleniem jest Twoim zdaniem stan polskich filmów krótkometrażowych?

Piotr Czerkawski: Parafrazując inne zdanie tego światłego myśliciela, ja od pięciu lat cały czas się Shortlisty uczę… W związku z tym nie mam pewności, ale wydaje mi się, że stan polskich filmów krótkometrażowych odzwierciedla pewną wizję, obietnicę tego, jak mogłoby wyglądać polskie kino pełnometrażowe za pięć – dziesięć lat… (osiem sekund wymownego milczenia). Oczywiście ta obietnica pozostanie do pewnego stopnia niespełniona, bo część twórców (oby jak najmniejsza!), którzy robią teraz ambitne, oryginalne shorty, zamarzy o willi z basenem i kamerdynerze, więc zacznie kręcić „Listy do M”. Inni z kolei, zaciekle broniąc swojego spojrzenia na świat i sztukę, okażą się niestrawni dla systemu, skazani na egzystencję na jego marginesie. To już jednak melodia przyszłości, „Boyhood” Linklatera, który będziemy oglądać na żywo. Punkt wyjścia na pewno jest ciekawy, bo polskie shorty – co pokazuje również tegoroczna Shortlista – są coraz odważniejsze formalnie, bardziej oryginalne treściowo i nie bez powodu otrzymują więcej nagród i zaproszeń na festiwale niż pełne metraże.

Zacząłem od tego pytania, bo jako selekcjoner shortlisty wybrałeś swoją drużynę. Na czym Ci zależało i na co kładłeś nacisk w czasie tej selekcji?

Trzymając się metafor piłkarskich, nie chciałem ani bezbarwnego Probierzowania ani topornego, kunktatorskiego „Michniewicz – ball”. Marzy mi się zbudowanie czegoś na kształt kadry Nawałki, czyli zespołu odważnego, potrafiącego zaskoczyć, przynoszącego odbiorcom frajdę. Chcę pokazać widzom filmy, które odnoszą się do tematów, jakie wpływają na naszą codzienność i stanowią zarówno przedmiot codziennych rozmów przy piwie, jak i poważnych, naukowych analiz. Stąd obecność w programie tytułów, które na różne sposoby poruszają kwestię ewolucji współczesnych związkach czy będącej w kryzysie, próbującej zdefiniować się na nowo męskości. Z drugiej strony chcę zwrócić uwagę również na te nieliczne filmy, które w – sytuacji gdy współczesne kino wydaje mi się za mocno interwencyjne, przesiąknięte publicystyką – sięgają po tematy pierwszych stron gazet, ale rzucają na nie nowe światło. Mam tu na myśli głównie „Ludzi i rzeczy” Damiana Kosowskiego, którzy opowiadając o agresji Rosji na Ukrainę, wybiegają w niedaleką przyszłość. Albo „Bloodline” Wojciecha Węglarza – impresyjny dokument przedstawiający kryzys migracyjny na granicy polsko-białoruskiej z perspektywy odłączonego od stada, uwięzionego między zaporami żubra.

Jagoda Szelc powiedziała w jednym z wywiadów, że „kino autorskie pomaga komercyjnym filmom, bo bez wynalazków kina autorskiego, bez Godarda nie mielibyśmy dzisiaj <Euforii>”. Czy to samo można powiedzieć o autorskim kinie krótkometrażowym?

Trudno powiedzieć, bo kwestia jakiejkolwiek „pomocy” filmom komercyjnym mało mnie interesuje. Choć „Euforię” akurat lubię… Jagoda oczywiście ma rację, nawet jeśli to, o czym mówi, stanowi też broń obosieczną. Kino komercyjne może przecież przechwycić pewne mody intelektualne i formalne środki wyrazu, by nałożyć na nie kaganiec, oswoić, pozbawić buntowniczego potencjału. Coś podobnego stało się przed laty z francuską Nową Falą. Wracając jednak do shortów, myślę, że mogą one zadziałać jako poligon doświadczalny, laboratorium albo plac zabaw dla samych twórców, którzy – pracując w warunkach relatywnie dużej wolności, bez nakładanej z zewnątrz presji – mogą pozwolić sobie na ryzyko i przenieść później tę skłonność także do filmów pełnometrażowych.

Jagoda Szelc dodała: „PISF bardzo ożywił polskie kino po 2005 roku, powstało fantastyczne kino autorskie, ale teraz mam wrażenie, wszystko znów się utrudniło. Bo musimy mieć pieniądze na film, zanim zgłosimy się do PISF, a ten zaczyna być ośrodkiem finansowania kina środka, głównie robionego przez platformy streamingowe”. Czy osoby tworzące krótkie metraże mają większe pole manewru, czy również nie mają łatwo?

Nie mają łatwo. Twój film krótkometrażowy w Polsce może wyprodukować szkoła filmowa albo Studio Munka. Jeśli nie przebijesz się w żadnej z tych instytucji, nie ma trzeciej drogi… No dobrze, jest, ale wąziutka i usłana kolcami, a na jej końcu czekają cztery osoby (z czego trzy są najpewniej członkami twojej rodziny), które obejrzą twój film na YouTube. Może pięć, bo jeszcze ja, jeżeli zgłosisz film na Shortlistę… Niemniej, jeżeli znajdziesz się w dość elitarnym gronie twórców zaproszonych do współpracy przez szkołę albo Munka, masz o tyle większe pole manewru, że w świecie shortów – głównie dlatego, że dysponuje się w nim małymi pieniędzmi, po które nie opłaca się schylać branżowym cwaniakom i macherom z platform – rzeczywiście łatwiej wykroczyć swoją wyobraźnią poza kino środka.

A jednak w programie Shortlisty znalazł się film „Poniedziałek: paprotka”, który wyreżyserował raper Łona. Czy to oznacza, że trzecią drogą jest bycie artystą, który ma kasę albo mieć na tyle znane nazwisko, żeby dostać pieniądze na realizację filmu?

Teoretycznie tak, ale mało kto jest nią zainteresowany. W końcu, jakby to powiedział złotousty Wojciech Łazarek, kręcenie shorta jest jak całowanie tygrysa w dupę – ryzyko duże, a przyjemność żadna. No dobrze, jeśli film wyjdzie, przyjemność jest spora, ale bynajmniej nie masz gwarancji, że tak się stanie. Szkoda więc na to czasu, nerwów i pieniędzy. Łona jest na tym tle szlachetnym wyjątkiem, co cieszy tym bardziej, że wyszedł mu naprawdę dobry film, który podejmuje błyskotliwy dialog z jego twórczością muzyczną. O klasie „Poniedziałku…” świadczy zresztą fakt, że spodobał się nawet janczarom z Pełnej Sali (którym przy okazji dziękuję za wykonywany co roku ogrom pracy przy Shortliście!). A na zdrowy rozum tak być nie powinno, bo to przecież film dość lekki, bezpretensjonalny i taki, w którym mówi się więcej niż jedno słowo na minutę.

Na produkcję z większym budżetem niż pozostałe z Shortlisty wygląda mi „Rekonstrukcja”. Czy wiesz, jak twórcy zdobyli pieniądze na ten film?

Nie znam szczegółów, bo kwestie finansowe nigdy mnie specjalnie nie interesują, ale nie wydaje mi się, by twórcy dysponowali szczególnie wysokim budżetem – to po prostu jedna z kilku fabuł ze Studia Munka. Aurę filmu zrealizowanego za dużą kasę „Rekonstrukcja” zawdzięcza pewnie talentowi twórców. O tym, że jest spory świadczy choćby sposób, w jaki nawiązują do historii kina. Choć w filmie pojawia się dosłowny cytat z „Popiołu i diamentu”, nie stanowi jednego – z coraz bardziej ostatnio mnie nużących – zwykłych kinofilskich popisów, tylko dowodzi żywotności tego klasycznego arcydzieła i zachęca, żeby wpisać je w nowe konteksty polityczne. Nie tak dawno ktoś zauważył przecież, że „Popiół…” to w pewnym sensie film o żołnierzach wyklętych.

Czy w gronie osób z tegorocznej Shortlisty widzisz przyszłe gwiazdy kina autorskiego albo kina w ogóle?

W każdym z twórców i twórczyń widzę przyszłe gwiazdy kina autorskiego, bo gdyby było inaczej, nie zaprosiłbym ich na Shortlistę. Ale skoro namawiasz, oto kilka konkretów, które akurat teraz przychodzą mi do głowy. Bartosz Stankiewicz, który już teraz pracuje nad pełnometrażowym rozwinięciem „My Secret Cyberlove”. Maria Dakszewicz – obecna na Shortliście drugi rok z rzędu animatorka ze znakomitym wyczuciem groteski wdzierającej się niepostrzeżenie w naszą codzienność. Anja Zalewska, która w „Soap Opera” nie tylko wirtuozersko wyreżyserowała uroczy, pełen absurdalnego humoru musical, ale i zagrała w nim jedną z głównych ról… Kończę, ale, jak widzisz, mógłbym tak jeszcze długo.

Czy Twoim zdaniem któryś z shortów z Twojej drużyny marzeń ma szanse na Oscara albo chociaż nominację?

Czuję, że żubr z „Bloodline” może sforsować jeszcze niejedną barierę.

Trzymam więc kciuki za wszystkie osoby tworzące shorty i do zobaczenia na festiwalu!

Start typing and press Enter to search