Więzy rodzinne
Co prawda od zakończenia La Biennale di Venezia minęło już trochę czasu, ale to jeszcze nie koniec naszych festiwalowych relacji. Do omówienia zostało kilka ważnych tytułów (w tym bardziej i mniej udanych), a na pierwszy ogień idzie zwycięzca tegorocznego Złotego Lwa, czyli „Father, Mother, Sister, Brother” w reżyserii Jima Jarmuscha. Nowelowy film dawnego mistrza amerykańskiego kina niezależnego zachwycił Jury, ale czy słusznie? Mam co do tego spore wątpliwości…
Wenecja, po zeszłorocznym nietrafionym werdykcie, znowu postawiła na uhonorowanie wielkiego nazwiska zamiast skupić się na rzeczywistej ocenie dzieła filmowego. Obiektywnie to prawdopodobnie Ildikó Enyedi ze swoim „Silent Friend” powinna triumfować (zresztą nagroda krytyków FIPRESCI mówi sama za siebie), a nie Jarmusch z pozbawionymi wigoru trzema scenkami z życia rodzinnego. Ale cóż, taki już urok festiwali, że rzadko najlepsze filmy wygrywają te najcenniejsze nagrody.
Pierwsza, a zarazem najlepsza nowelka opowiada o spotkaniu rodzeństwa (Adam Driver i Mayim Bialik) z dawno niewidzianym ojcem (świetny Tom Waits). Jarmuschowi udało się połączyć dużą dawkę – lekko cringe’owego, ale znośnego – humoru z medytacją o upływającym czasie. Przez pierwsze 40 minut (bo tyle mniej więcej trwa każda z opowieści) czułem, iż reżyser wie o czym chce opowiedzieć, ale przede wszystkim, wie też jak to opowiedzieć. Widz staje się niejako trzecim z rodzeństwa, milcząco obserwując rozmowę i wyłapując rzucane bez nadęcia życiowe mądrości człowieka w podeszłym wieku. I być może cała ta historyjka prowadzi do dość banalnej konkluzji, że warto ze sobą rozmawiać póki mamy jeszcze czas. Ale jest w tym pewna dawka niewymuszonego uroku.
Jednak w następnych dwóch nowelkach coś z tego uroku uleciało… W drugiej obserwujemy siostry (Cate Blanchett i Vicky Krieps) przyjeżdżające w odwiedziny do swojej matki (Charlotte Rampling), a w trzeciej rodzeństwo (Indya Moore i Luka Sabbat), które po raz ostatni odwiedza swoje rodzinne mieszkanie, które sprzedali po śmierci swoich rodziców. Niestety już od początku drugiej historii całość zaczęła sypać się niczym domek z kart. Toporne dialogi, dziwne, a wręcz przerysowane aktorstwo nie pozwoliło wczuć się w pełną napięć rodzinną relację. Tak jakby reżyserowi zabrakło pomysłu, a koniecznie chciał z tego materiału nakręcić pełny metraż. Trzecia opowieść to z kolei silenie się na pokazanie młodzieżowej perspektywy na świat. Jarmusch ewidentnie nie rozumie dzisiejszych młodych ludzi wpychając im w usta przestarzałe, nienaturalne dialogi. Przykro było patrzeć jak z początkowo dobrego filmu nagle przeszedł w karykaturalne, nierzeczywiste rejony.
Od strony formalnej też nie jest zbyt interesujący – całość wygląda niczym telewizyjny produkt z przeznaczeniem do oglądania go na streamingu. Brzydkie, z płaską paletą barw, zdjęcia tylko podkreślają ów charakter. Tym większe zaskoczenie, że Jury (mając kilka formalnych perełek w konkursie) postanowiło uznać go za ten najlepszy. Być może Wenecja stała się miejscem do nagradzania za całokształt, a nie za konkretne filmy? Na to wygląda.
Dystrybucja w Polsce Gutek Film.