Wicked: Na dobre – po drugiej stronie drzwi

Po drugiej stronie drzwi

W tym roku prawdopodobnie nie było filmu, na który mocniej czekałem (no może poza „The Way of the Wind” Malicka, który ostatecznie się nie pojawił…). Po zeszłorocznym pokazie „Wicked” moje oczekiwania wystrzeliły w kosmos i nie mogłem doczekać się kolejnych fantastycznych piosenek, a także domknięcia wszystkich fabularnych wątków. Tym większa radość, iż „Wicked: Na dobre” dostarczyło mi nie tylko dziecięcego dreszczyku prawdziwej filmowej radości, ale i – a może przede wszystkim – wiele powodów do wzruszeń.

Fabuła drugiej części rozpoczyna się trochę po zakończeniu poprzedniej – oto Elfaba (Cynthia Erivo) posiadająca księgę zaklęć próbuje ratować zniewolone zwierzęta krainy Oz. Glinda (Ariana Grande) otrzymuje przydomek „dobra” stając się ostoją sprawiedliwości, a także niesienia pomocy dla wszystkich Ozjan. Przy jej boku staje, nominowany na naczelnika straży, Fijero, który przyjmuje zaręczyny od Glindy. Jednak dualizm tej postaci jest głębszy – tli się w nim iskra uczucia do Elfaby. Fijero staje więc przed dylematem czy oszukiwać się i żyć w sidłach sztucznego uśmiechu, czy pójść za głosem serca. Wszystkimi pionkami na szachownicy Ozjan steruje Czarodziej wraz z Madame Morrible, którzy manipulując opinią publiczną stawiają jasny podział na Złą Czarownicę z Zachodu, a dobrą Glindą.

Wśród krytyki pojawiają się zarzuty, iż druga część jest znacznie słabsza od poprzedniej. Nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego, bowiem „Wicked: Na dobre” to dokładnie ta sama historia, ale z pogłębioną warstwą emocjonalną oraz ciężarem. Czuć w niej wagę sprawy, a rozłożenie narracyjnych akcentów znakomicie wybrzmiewa wśród słynnego wersu tytułowej piosenki „I have been changed for good”. Oczywiście film Jona M. Chu nie jest pozbawiony wad – lekkie problemy z tempem w pierwszej połowie mogą być uciążliwe, ale jak już wskoczy na swoje tory to utrzymuje bardzo wysoki poziom do samego końca. Kilka sekwencji (szczególnie ostatnie pół godziny) zostaną ze mną na długo: burleskowe „Wonderful”, mocarne „No Good Deed” czy imponujące pracą kamery „The Girl in the Bubble”.

Jednak ponownie największą siłą „Wicked” pozostaje koncert dwóch wspaniałych aktorek – Cynthii Erivo oraz Ariany Grande. Tym razem to na tej drugiej spoczywa emocjonalne serce filmu i trzeba uczciwie przyznać, iż popularna Ari uniosła ten ciężar w każdym wymiarze. Niesamowite jak w tej osobie o drobnej posturze kryje się absolutna prawda dotykająca sedna emocjonalności. Grande nie tyle czuje Glindę, co po prostu staje się nią. Wyższy poziom aktorskiej metody, która – w moich oczach – powinna otrzymać za to wszystkie nagrody filmowego świata.

Cieszę się, że w coraz to szybszym świecie wciąż pozostaje miejsce na takie wysokobudżetowe projekty pokroju „Wicked”. Projekty, które pokazują nam jakim skarbem są ludzkie emocje. Nigdy, przenigdy nie powinniśmy się ich wstydzić. To one sprawiają, że nasz świat staje się lepszym miejscem. I właśnie za przypomnienie tych wartości dziękuję twórcom tego musicalu.

Start typing and press Enter to search