Top 2025 – najlepsze filmy obejrzane na festiwalach

Zbliża się koniec roku, a to zawsze idealna okazja do spojrzenia wstecz i wybrania swoich ulubionych filmów minionych 12 miesięcy. Podobnie jak w poprzednich latach przedstawię dwie topki – festiwalową oraz oficjalnej dystrybucji kinowej. Dzisiaj pora na zestawienie dziesięciu moim zdaniem najlepszych obrazów obejrzanych na polskich i światowych festiwalach (a które nie miały jeszcze oficjalnej dystrybucji kinowej w Polsce).

  • Kokuho, reż. Lee Sang-il – epickie, trzygodzinne, rozciągnięte na pięć dekad kino opowiadające o teatrze kabuki, a tak naprawdę o roli sztuki w życiu, relacjach mistrz-uczeń, a także o prawdziwej męskiej przyjaźni. „Żegnaj, moja konkubino” A.D. 2025.
  • Ariel, reż. Lois Patiño – ten lepszy film o Szekspirze w tym roku (Hamnet, to do Ciebie). Patiño po raz kolejny poszerza wymiary kina tworząc niezwykle piękną adaptację sentencji, iż świat to teatr. Dzieło, które ogląda się niczym sen.
  • Rose of Nevada, reż. Mark Jenkin – ulubieniec nowohoryzontowej publiczności z każdym kolejnym filmem proponuje coraz to dziwniejsze rejony kina. Tym razem nakręcił arthouse’ową wersję „Powrotu do przyszłości” połączoną z „Tenetem”. Film, którego prawdopodobnie nie da się zrozumieć (i chyba nie trzeba).
  • Wpatrując się w słońce, reż. Mascha Schilinski – Sto lat samotności spotyka Reygadasa i Malicka. Drugi obraz w karierze niemieckiej reżyserki to prawdziwy popis filmowego rzemiosła, ale i bezkompromisowej artystycznej wizji. Niezwykłe, działające na zmysły kino, które dogłębnie porusza siłą feministycznego manifestu.
  • Olivia, reż. Sofía Petersen – moje największe odkrycie tegorocznego festiwalu w Locarno. Debiut, który ma w sobie ducha starych mistrzów. Caravaggio, Angelopoulos, wczesny Bartas, Malick i jeszcze można by tak długo wymieniać. Jestem przekonany, że o Petersen jeszcze będzie głośno.
  • How to Shoot a Ghost, reż. Charlie Kaufman – jedyny krótki metraż w zestawieniu. Kaufmanowi doskonale udało się połączyć świat poezji (autorką scenariusza jest poetka Eva H.D.), fotografii oraz filmu. Jedno z tych dzieł, które uwodzi swoją delikatnością, a także ulotnością chwili. Półgodzinny seans czystego piękna.
  • Wartość sentymentalna, reż. Joachim Trier – konglomerat myśli i emocji o tym ile trzeba poświęcić, by zostać sługą sztuki. Absolutny aktorski i scenopisarski koncert. Cytując Charli xcx – pora na Joachim Trier summer!
  • Silent Friend, reż. Ildikó Enyedi – obiektywnie to powinien być tegoroczny Złoty Lew w Wenecji. Enyedi w rewelacyjnym, botanicznym kinie opowiadającym o drzewie spajającym pokolenia. Podobny koncept co u Schilinski, ale ograny w jeszcze lepszy sposób. Przepiękny w formie i treści.
  • Testament Ann Lee, reż. Mona Fastvold – obraz Fastvold już od pierwszej musicalowej sekwencji spowodował u mnie ciarki ekscytacji – czułem, iż mam do czynienia ze spełnionym artystycznym projektem. Piosenki stylizowane na muzykę ludową połączone z choreografią przywodzącą na myśl rytualne tańce doprowadziły mnie do prawdziwej (religijnej?) ekstazy. W idealnym świecie takie filmy walczyłyby o najważniejsze Oscary.
  • Zmartwychwstanie, reż. Bi Gan – nie tyle najlepszy film roku, co prawdopodobnie jeden z najważniejszych filmów tej dekady. Obraz, który podsumowuje cały dotychczasowy dorobek X muzy – jest zarówno hołdem dla kina, jak i szerzej, dla sztuki. A został nakręcony przez zaledwie 36-letniego reżysera. Jeśli w świecie mamy takie talenty to o przyszłość sztuki filmowej możemy być spokojni. Kino żyje i ma się świetnie!

Start typing and press Enter to search