„Nimfomanka eksperymentuje z sado-maso”, „Nimfomanka pokazuje seks jak z filmów porno”, „Erotyk von Triera zapoczątkuje nowy gatunek”, „Lars von Trier wstrząśnie kinowym światem” – pamiętacie? Nope. Fugazi. Pudło.
Nowy film Larsa von Triera pt. „Nimfomanka” ku mojej uldze, z wstydliwą, chwilową i nieuzasadnioną utratą zaufania do jednego z moich ulubionych reżyserów zaskakuje czymś, czego nikt się nie spodziewał-poczuciem smaku, poezją i subtelnością. „Zaskoczyć kogoś czymś, czego się nie spodziewał” – oto mocno tautologiczne stwierdzenie. W moim przekonaniu, świetnie określa ono rodzaj odczucia jakie miałem po seansie, a które usprawiedliwione było kilkumiesięcznym hajpem na kinowy brutal-sex-core-japan-show. Tak proszę Państwa. Wprawdzie każdy z nas inaczej spogląda na tą samą kobietę uprawiającą wszystkie rodzaje seksu z każdym gatunkiem mężczyzny, ale wydaje mi się, że każdy z nas widzi w takim obrazie coś innego. Mnie irytowały salwy śmiechu w trakcie filmu, ale jak domyślam się – innych śmieszyła moja smutna powaga. Jednak jest rzecz, którą forsował będę „na noże” i być może trochę wbrew wszystkim: „Nimfomanka część. I” nie jest filmem wstrząsająco sado-masochistycznym. Jest filmem poetyckim – zarówno w formie jak i w przekazie.
Czarny ekran, który widzowie obserwują przez dobrą minutę połączony z szeptem szumu padającego deszczu, następnie brudne ściany, skapująca na rdzę słota, aż wreszcie kobieca ręka we krwi… Tak von Trier odpala kolejne wybitne dzieło w swoim mocno skomplikowanym życiu. Szybko orientujemy się w fabule filmu, którego oś stanowi opowieść tytułowej nimfomanki Joe (Charlotte Gainsbourgh). Kobieta wprowadza Seligmana (Stellan Skarsgard) w swoje obsceniczne życie prywatne i porywa go tą historią w świat meandrów ludzkiej seksualności. I tu rozpoczyna się sedno spraw…
W typowym dla siebie stylu (z frontalnym powrotem do kręcenia według „Dogme 95„, po jego poprzedniej „Melancholii„) von Trier oprowadza nas po dramatycznych scenach z życia nimfomanki. Raz wskazuje na Seligmana, uważnego słuchacza, który poszukuje odniesień do opowieści rozmówczyni w analogicznych zachowaniach w kulturze czy w królestwie fauny i flory, by potem przenieść nas w realistyczne sekwencje przygodowe głównej bohaterki. Reżyserowi zdarza się poddać widza refleksji na temat miłości i innych szlachetnych uczuć. Wewnątrz każdego z bohaterów zdaje się rodzić lub rosnąć coś niepokojącego, co przykuwa uwagę i nakierowuje myśli na drugą część niniejszego filmu. Lars von Trier ze znanych sobie tylko przyczyn, przez cały film pokazuje kobiety w sposób osobliwy, lecz bardzo dla siebie typowy. Pierwsza część „Nimfomanki” opiera się na historii „młodszej Joe”, którą imponująco poprowadziła Stacy Martin. Jej rola, wymagająca paradoksalnie nie tylko odwagi, opiera się na chłodzie emocjonalnymi wyprutej z emocji apatycznej twarzy. Jest jeszcze jedna rzecz, która sprawi, że z trudem przyjdzie nam czekać na drugą część tego filmu – to świadomość, że rolę Stacy Martin przejmie i opanuje w całości Charlotte Gainsbourg. Jej wejście na pierwszy plan „grozi” emocjonalną i fizyczną eksplozją, z którą co niektórzy z nas uwielbiają obcować.
„Nimfomanka” zaskakuje w specyficzny sposób i wzbudza apetyt. Nie szokuje w kontekście krzywdząco ją osławionym, a mianowicie, że zapoczątkuje nowy rodzaj erotyki na dużym ekranie ale… Drodzy nieletni przyjaciele, to z pewnością nie jest film dla Was. Forma filmu łechta podniebienia fanów von Triera, a treść wzmaga ochotę na kolejną część. Zatem do zobaczenia za 3 tygodnie, Charlotte.
KONKURS!!!
Mamy dla Was 2 wejściówki do Kina Nowe Horyzonty na „Nimfomankę – Część I”.
Sami wybieracie dzień i godzinę. Warunkiem przystąpienia do konkursu jest kreatywna odpowiedź na pytanie:
Którą z ról Charlotte Gainsbourg u von Triera cenisz najbardziej i dlaczego?
Odpowiedzi ślijcie na kontakt@areyouwatchingclosely.pl
Wyniki konkursu w niedzielę o 20.00 na naszym profilu facebookowym.
Zresztą polub Nas i bądź na bieżąco