W polskiej kinematografii, mimo chlubnych wyjątków, tematyka LGBT wciąż jest traktowana po macoszemu. Żeby więc znaleźć dobry film w tym gatunku, trzeba trochę poszperać. Większość z Was zaskoczy pewnie obrany kierunek poszukiwań – Tajwan. Jednak zagadka podróży w ten rejon świata zostanie rozwikłana z chwilą poznania nazwiska reżysera. Ang Lee, dwukrotny zdobywca Oskara, w swoim „Przyjęciu weselnym” zabiera nas w podróż w rejony zupełnie nieznane wcześniejszym i późniejszym filmom o tematyce gejowskiej. Prezentuje nam spotkanie konserwatywnej kultury dalekiego wschodu z wolnością i otwartością Nowego Jorku. W konwencji lekko komediowej przedstawia widzom historię trudnej miłości, która wymaga akceptacji nie tylko od społeczeństwa, ale i ze strony samego głównego bohatera (rewelacyjny Winston Chao). W swoim wybitnym filmie Ang Lee po raz pierwszy, ale nie ostatni, pokazał, że jak mało kto czuje tematykę LGBT. Jednak mówić, że ten obraz jest tylko dziełem gatunku, byłoby kłamstwem. Lee miesza gatunki, żongluje nimi jak chce, tworząc przy tym film w pełni uniwersalny, chwilami rozdzierający serce, w innych momentach bardzo zabawny. Scena wesela to reżyserska maestria, której sam Lee potrafił dorównać dopiero przy okazji „Tajemnicy Brokeback Mountain”. O tym filmie jednak może kiedy indziej – dziś zapraszam na „Przyjęcie weselne”!
Maciej Stasierski „Pudzian”