Brazylia to chyba jedno z najbardziej eklektycznych państw na Ziemi. Kultura tego kraju to efektowne przemieszanie się elementów amerykańskich, afrykańskich i europejskich. Wśród niemal dwudziestu różnych nurtów religijnych spotkamy się z każdym kolorem skóry współczesnego człowieka. Piłka nożna, Formuła 1, siatkówka, capoeria, luta livre i BJJ, uduchowione chrześcijaństwo, przestępczość, prostytucja, lśniąca Copacabana, Pomnik Chrystusa Odkupiciela, Głowa Cukru, szerokie bulwary i urokliwe uliczki – to wszystko znajdziemy w tym jednym słonecznym miejscu. Gdy dowiedziałem się, że Rio, I Love You to stuminutowy film podzielony na 10 noweli, wyreżyserowanych przez 10 twórców to zrozumiałem, że zabieg ten jest celowy i wspomnianej eklektyczności filmowi zarzucać nie wypada.
Wśród autorów obrazu znajdziemy m.in. Paolo Sorrentino (Wielkie Piękno, Wszystkie odloty Cheyenne’a), Stephana Elliotta (Miasto Boga) czy Guillerma Arriaga (Amores perros, 21 gramów, Babel). Każdy z nich w krókich etiudach przedstawia swoją impresję na temat skąpanego w słońcu Rio. I tak mamy do czynienia z nudną i do bólu banalną historią bezdomnej babci, którą odnajduje wnuk czy z mdłym melodramatycznym teledyskiem w reżyserii Johna Turturro, którego zakończenia domagamy się z każdą upływającą minutą. Na odtrutkę dostajemy stylową etiudę Sorrentino, okraszoną absurdalnym humorem i poetycką symboliką (niesamowite, że Paolo nawet w 10 minutach potrafi rozłożyć widza na kilku tematach), a także, moim zdaniem, absolutnie genialny eksperyment Fernando Meirellesa, który w świetnej formie przedstawia rytm życia Rio de Janeiro (tu w głównej roli Vincent Cassel) czy rozbrajającą część, w której mały chłopczyk dzwoni do Jezusa, którego rolę przejmuje… Harvey Keitel. Wszystko, rzecz jasna, kręci się wokół miłości: namiętnej, pięknej i romantycznej, ale również wyblakłej, zaborczej czy toksycznej. Całość spajają przepiękne zdjęcia miasta, uchwycone często w niemal niemożliwie idealnym momencie.
Rio, I Love You to pięknie zaprojektowana pocztówka, na której odwrocie znajdziemy lakoniczne i raczej sztampowe życzenia w stylu:
Pozdrowienia ze słonecznego Rio, z miasta pięknych kobiet, samby, karnawału i cudnych plaż. Przesyła zawsze kochająca ciocia Tosia.
PS: Podlewajcie kwiatki co trzy dni, a tę paprotkę w przedpokoju codziennie.
Mimo wszystko miło jest dostać taką pocztówkę. Rio, I Love You to film do obejrzenia zdecydowanie nie wieczorem na awangardowej spinie z kolegami z filmoznawstwa, lecz w popołudniową sobotę, na balkonie, najlepiej w towarzystwie bezpretensjonalnej oblubienicy, ze słonecznym drinkiem w ręku.
Tomasz Samołyk
Rio, I Love You (reż. Guillermo Arriaga, Fernando Meirelles, José Padilha, Stephan Elliott, Sang-soo Im, Nadine Labaki, Carlos Saldanha, Paolo Sorrentino, John Turturro, Andrucha Waddington):