Od kilku dni mamy piękną wiosnę. Uznałem, że to dobry moment by polecić film, który podkręci atmosferę, płynnie wkomponując się w aurę za oknem. Bohaterem dzisiejszego cyklu jest Uciekinier, który kilka lat temu podczas konkursu głównego na festiwalu w Cannes został okrzyknięty najlepszym amerykańskim filmem tamtej edycji festiwalu. To by się zgadzało. Co dziwi, to fakt, że to film raczej mało znany. A gra w nim, nie zawaham się tego powiedzieć, wielki Matthew McCounaghey – i to jeszcze z okresu, kiedy nie wszyscy widzieli, co się zaraz stanie z tym aktorem.
Znamiennym jest fakt, że sam McCounaghey uważa tę rolę za najlepszą w swojej karierze (wypowiedź sprzed kilku miesięcy). Co więcej, na podstawie tej roli Christopher Nolan stwierdził, że Matthew to idealny bohater przygotowywanego ówczas wizjonerskiego Interstellar. Resztę historii już znacie. Można zatem śmiało stwierdzić, że to właśnie TA rola zmieniła o 180 stopni aktorski kurs McCounaghey.
Ale żeby nie było, film warto obejrzeć nie tylko dla jego roli. Uciekinier to bowiem topowy przykład świetnie opowiedzianej historii z nurtu coming-out-of-age-story. Ten film pachnie najlepszymi opowiadaniami Stephena Kinga, gdzie paczka kumpli przeżywa pewnego lata historię, której już nigdy nie będzie danej jej zapomnieć. Kawał porządnego i mądrego kina.
Polecam,
Dominik Sobolewski