Mówią, że powoduje to śmierć bliskiej osoby. Inni twierdzą, że podobną reakcję wywołuje szczęśliwa miłość, na którą czekasz całe życie. Czasami podobno jest to moment, w którym wydaje ci się, że zawalił ci się cały świat. Innym razem to przypływ niezaznanej jak dotąd euforii. Mitologia życia mówi, że pod wpływem właśnie takich impulsów masz ochotę zmienić swoje życie. Ale nie tak niby, jak próbowałeś już wiele razy. Żadna dieta, siłownia, medytacja, zdrowe odżywianie czy kuskus zamiast chleba powszedniego. Pragniesz całym swoim jestestwem wywrócić swoje życie do góry nogami i… robisz to. Wreszcie ci się po prostu udaje.
Jeśli nie poznałeś jeszcze blasku i cieni odbijających się od tych impulsów, to jesteś w przytłaczającej większości naszych sióstr i braci. Na swój sposób można nam tego pozazdrościć. Kilka dni temu zostałem sponiewierany przez impuls unikalny. Niezmiennie, do dzisiejszego popołudnia nie potrafię wyrzucić pulsującego wiertła ze swojej głowy. Tak irracjonalną eksplozję wywołała we mnie Młodość w reżyserii Paolo Sorrentino. I właśnie z tego powodu nie będzie to recenzja filmowa, bo nowe dzieło Włocha to dla mnie więcej niż film. Rozczarowanym tym faktem, wersję klasyczną serwuję tutaj.
Cholera jasna. Wszystko co czuję to: carpe diem i śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą. A my przecież tak bardzo nie lubimy słuchać takich błahych myśli. Są takie przyziemne. Nałykaliśmy się w naszym życiu tak ogromnych pokładów pretensji emocjonalnej, że uznaliśmy, że zasługują one co najwyżej na ulokowanie ich w prześmiewczym kontekście wśród internetowych memów z cytatami Paulo Coelho. Naczytaliśmy się postmodernistycznych myślicieli, którzy celnie punktują nasze wyszukane nastroje, przez nikogo (oprócz nas) przecież nierozumianych. Oceniliśmy wszystkich poczciwych i zwyczajny ludzi jako nudziarzy, z którymi może nawet wstyd nam się pokazywać na imprezie. Mamy tak bardzo wyszukane ciuchy, a tych oprawek do okularów, podkreślających naszą osobowość, szukaliśmy przecież tak długo. Nażarliśmy się tabletek, przeglądnęliśmy Instagrama i złapaliśmy dziwne przygnębienie z powodu tego, że ktoś ma barwne-super-trendy-juicy-życie. Albo udajemy, że mamy to wszystko gdzieś.
Nowy film Sorrentino jest niezgłębioną kopalnią cudownych i niesamowicie inteligentnych symboli, o których można napisać powieść. Mimo tego, iż jest to kino totalne to motywem przewodnim jest jego urzekająca prostota w opowiadaniu historii. Tak samo jest z główną metaforą filmu, która nie jest majestatycznym odkryciem Ameryki i dla zblazowanych ma pewnie charakter coelhowskiej zdartej kliszy. Jeden z bohaterów ogląda przez lunetę góry, a potem z drugiej strony urządzenia przygląda się stojącym obok niego kolegom. Przekaz wypowiedziany jest wprost. Gdy jesteś młody, wszystko masz na wyciągnięcie ręki. Gdy starzejesz się i stoisz u progu śmierci, rzeczywistość, w której się obracałeś, jest zniekształcona. Jednak gdy jesteś młody, nie chce Ci się doznać świata w pełni. Być może również się tego obawiasz. Gdy jesteś stary, nie jesteś już w stanie tego zrobić.
Ironiczne i tragiczne jednocześnie jest to, że raczej nigdy nie znajdziemy się w gronie mniejszości naszych sióstr i braci. Większość z nas uzna mnie za pieprzącego komunały. Nie jestem tym zniesmaczony, a tym bardziej rozczarowany. Idź być przemądrzały gdzie indziej.
Ja po prostu życzę nam wszystkim doznania intensywnego impulsu. Nie czekajmy jednak na wydarzenia tragiczne. Spróbujmy Młodości Sorrentino. Bo wtedy być może Ty: Mamo, Tato, Bracie, Siostro, Babciu, Dziadku, Przyjacielu i Miłości mojego życia, pomożecie mi podjąć najważniejsze decyzje. Bo później po prostu umrzemy.
PS. Ti amo, Paolo.