Alexander Payne: „Ida” jest cudowna! [WYWIAD]

Dwukrotny zdobywca Oscara, Alexander Payne („Bezdroża”, „Przesilenie zimowe”, „Spadkobiercy”, „Schmidt”, „Wybory”) opowiedział mi swego czasu o tym, za co ceni „Idę” i swojego dawnego wykładowcę, Jerzego Antczaka. Wyjaśnił też, dlaczego reżyserzy przypominają… przemytników.

„Przesilenie zimowe” w reż. Alexandra Payne to jeden z najlepszych filmów, jakie obejrzałem w tym roku w kinie, a warto pamiętać, że amerykański reżyser jest uczniem Jerzego Antaczaka.Gdy przed laty zrobiłem wywiad z Payne’em, poprosiłem go, by opowiedział mi o swoim nauczycielu z czasów studenckich, czyli właśnie o Jerzym Antczaku.

Michał: Słyszałem, że podobała się Panu „Ida” Pawła Pawlikowskiego.

Alexander Payne: Tak, jest naprawdę cudowna. To jeden z najbardziej perfekcyjnych i integralnych filmów, jakie w ostatnim czasie widziałem. Jest zachwycającą, świetnie zagraną historią, w której ważną rolę odgrywają dźwięk i zdjęcia.

Michał: Urzekła mnie jej wizualna strona.

Alexander Payne: To prawda. „Ida” jest bardzo zdyscyplinowanym i przepięknie zmontowanym filmem.

Michał: Zapytałem o stronę wizualną, bo wiem, że lubi Pan nieme komedie.

Alexander Payne: Uwielbiam się śmiać. Uważam, że kino narodziło się wraz z narodzinami komedii. Owszem, równolegle powstawały filmy oparte na przemocy i pościgach, ale świetną robotę wykonywali także Chaplin, Keaton, Lloyd i Max Linder. Piękno kina polega na tym, że wywołuje u ludzi śmiech i ich jednoczy.

Michał: Marzy się Panu zrealizowanie chaplinowskiego filmu?

Alexander Payne: Oczywiście. Jestem wielkim fanem niemych filmów i bardzo zazdrościłem Michelowi Hazanaviciusowi, że zrobił to jako pierwszy. „Artysta” ogromnie mi się podoba. Kto wie, może kiedyś uda mi się pójść w jego ślady.

Michał: Proszę opowiedzieć o Pańskim nauczycielu z czasów studenckich, Jerzym Antczaku.

Alexander Payne: Był wspaniałym pedagogiem. W latach osiemdziesiątych studiowałem w szkole filmowej na Uniwersytecie Kalifornijskim, który był wtedy pod silnym wpływem wschodnioeuropejskim. Wśród naszych wykładowców byli Czesi, Słowacy, Węgrzy i Polacy. Jeżeli zaś chodzi o Antczaka, to rozpierała go niesamowita energia i był bardzo inspirujący dla swoich studentów.

Michał: Widział Pan jego „Noce i dnie”?

Alexander Payne: Tak, były nominowane do Oscara. To przepiękny film.

Michał: Zgadza się Pan z tezą, że reżyserzy są przemytnikami?

Alexander Payne: Jak najbardziej! Jerzy Antczak wpajał nam dużo rzeczy utrzymanych w podobnym tonie. Porównywał reżyserów nie tylko do przemytników, ale też policjantów, którzy nikomu nie ufają. Uwielbiam go i powinienem znów go odwiedzić. Wciąż wysyła mi maile, dzwoni do mnie i gratuluje mi sukcesów. Jest dobrym przyjacielem.

Michał: Czy uważa się Pan za filmowego przemytnika?

Alexander Payne: Oczywiście. Tego sformułowania użył Martin Scorsese. Amerykański filmowiec często jest przemytnikiem, który musi tak pracować nad danym filmowym gatunkiem, żeby przemycić w nim osobiste piętno.

Michał: Co urzekło Pana w scenariuszu filmu „Nebraska”, autorstwa Boba Nelsona?

Alexander Payne: Jest bardzo zabawny, a zarazem smutny. Lubię takie połączenia.

Michał: Naniósł Pan poprawki na ten tekst?

Alexander Payne: Tak, ponieważ sam jestem scenarzystą. Dokonałem kilku zmian przed początkiem zdjęć, ale podszedłem do oryginalnego tekstu z wielkim szacunkiem.

Michał: Fiodor Dostojewski powiedział, że zły to znak, kiedy ludzie przestają rozumieć ironię, alegorię, żart.

Alexander Payne: Wolę, gdy ludzie to rozumieją, ale wiele osób jest głupich i nie rozumie dowcipów. Takie życie.

Michał: Jako fan „Bezdroży” i „Nebraski”, zastanawiam się, czy miał Pan jakieś podróże samochodowe, które zmieniły Pana bądź okazały się nader inspirujące.

Alexander Payne: Sporo, ale żadna z nich nie zmieniła mnie całkowicie. Nie ukrywam natomiast, że często wybieram się na samochodowe przejażdżki. Uwielbiam podróżować autem.

Michał: Tworzy Pan wtedy w myślach scenariusze?

Alexander Payne: Niekoniecznie. Scenariusz musisz napisać przed biurkiem. Ten proces twórczy wymaga dyscypliny. Nie można mieć zbyt wielu pomysłów. Istotną rolę odgrywają, poczynione przez ciebie podczas jazdy, obserwacje życia i ludzi. Najpierw je zbierasz, a potem ewentualnie przelewasz na papier.

Michał: Co sądzi Pan o filmie „Paryż, Teksas”?

Alexander Payne: Mówiąc szczerze, nie widziałem zbyt wielu filmów Wima Wendersa. W tych, które miałem okazję obejrzeć, punkty kulminacyjne są przegadane. Weźmy takie „Niebo nad Berlinem”… To przepiękny film, ale pod jego koniec bohaterowie gadają, gadają i jeszcze raz gadają. Podobnie odebrałem „Paryż, Teksas”, który opowiada o przepięknej, fantastycznie uchwyconej przez kamerę podróży, ale przegadana końcówka mnie znudziła.

Michał: Jakich filmów Pan szuka?

Alexander Payne: Ludzkich, zabawnych i osobistych. Inspirują mnie wybitni filmowcy z przeszłości. Mój nowy scenariusz, nad którym pracuję od wielu lat, to fantastyczno-naukowa społeczna satyra. Na jej realizację potrzebuję dużo pieniędzy, więc życz mi szczęścia związanego z ich zbieraniem.

Michał: Jak ocenia Pan kondycje amerykańskiego kina?

Alexander Payne: Filmy są przeważnie bardzo złe. Liczą się tylko pieniądze, chociaż w Ameryce potrafi powstać rocznie około dziewięciu interesujących filmów. To zadziwiające, że czterdzieści lat temu kręcono niskobudżetowe produkcje o wyścigach samochodowych i kosmitach, natomiast wielkie studia realizowały humanistyczne, godne uwagi, dzieła w gwiazdorskich obsadach. Teraz jest odwrotnie. To trudny czas dla amerykańskiego kina.

Michał: Potrzeba więcej filmowych przemytników.

Alexander Payne: To prawda.

Michał: Sensowną alternatywą wydają się być seriale.

Alexander Payne: Żyjemy w złotej erze telewizji, jednak wciąż wierzę w potęgę kina. Lubię filmy.

Michał: Był Pan współautorem scenariusza do trzeciej części „Parku Jurajskiego”.

Alexander Payne: Pracowaliśmy nad nim przez cztery tygodnie, ale to miało miejsce dawno temu, więc nie pamiętam z tego zbyt wiele.

Michał: Zrobił to Pan tylko dla pieniędzy?

Alexander Payne: Tak i nie. Było to także ćwiczenie. Ciekawą sprawą jest napisanie scenariusza do takiej produkcji i możliwość przyjrzenia się temu, jak funkcjonuje hollywoodzka maszyna.

Michał: Czego to Pana nauczyło?

Alexander Payne: Kiedy piszesz autorski scenariusz, każdy detal jest istotny, chcesz być artystą, bla, bla, bla. Zajmuje to dużo czasu. Dla porównania hollywoodzka fucha uczy cię bycia profesjonalistą. Po prostu musisz wykonać określone zadanie. Nie masz czasu na to, by ten scenariusz stał się dla ciebie czymś najcenniejszym.

Michał: Z Pana filmów bardzo lubię „Wybory”.

Alexander Payne: Wciąż dostaję za niego dużo pochwał. To trochę cyniczna produkcja i odnoszę wrażenie, że ludziom podoba się ten cynizm.

Rozmawiał: Michał Hernes (dla Stopklatka.pl)

Start typing and press Enter to search