„Nakręciłam ten film w kontrze do tego, jak mężczyźni ukrywają kobiety w filmach albo pokazują je w oderwaniu od rzeczywistości. To dla mnie sposób, żeby opowiedzieć innym, kim jestem, a także o tym, co myślę o kobiecości i dziewczęcości” – mówi nam Ariane Labed, reżyserka filmu „September rozkazuje”, który jest prezentowany na MFF Nowe Horyzonty.
„September rozkazuje” to adaptacja powieści Daisy Johnson, a zarazem pełnometrażowy debiut reżyserski Ariane Labed – francuskiej aktorki, która urodziła się w Grecji. Zasłynęła dzięki swojej roli w „Attenberg” w reż. Athiny Rachel Tsangari. Zagrała m.in. w serialu „Czarne lustro” oraz w filmach Yorgosa Lanthimosa, Guya Maddina czy Richarda Linklatera. Na MFF Nowe Horyzonty można zobaczyć także najnowszy film z jej udziałem – „Płynąc do domu” w reż. Justina Andersona.
Michał Hernes: Czym jest dla ciebie komunikacja?
Ariane Labed: To coś, z czym się zmagam, a zarazem jeden z tematów filmu „September rozkazuje”. Bardziej interesuje mnie brak komunikacji i to, w jaki sposób możemy komunikować się fizycznie, a nie za pomocą słów. Ufam tej formie komunikacji bardziej niż językowi. W moim filmie wiele razy ktoś odpowiada pytaniem na pytanie. Chcę w ten sposób pokazać, że nie wszystko można powiedzieć słowami. Wiąże się to z postrzeganiem rzeczywistości, co również jest tematem mojego filmu. Prawda i rzeczywistość znajdują się gdzieś indziej niż to, co się mówi, a czasem nawet pokazuje.
Michał Hernes: Dlaczego zmagasz się z komunikacją?
Ariane Labed: Jestem Francuzką, ale urodziłam się w Grecji, a potem przeprowadziłam się do Niemiec. Mieszkałam też w Londynie, teraz znów mieszkam zaś w Grecji. Ma to związek z językami i frustracją, którą czasem odczuwam, gdy nie jestem w stanie wyrazić się dokładnie tak, jakbym chciała, ponieważ nie mam narzędzi, jakimi są słowa. Moje dorastanie wpłynęło więc na moje związki z komunikacją. Jest coś zabawnego w tym, jak ludzie się nie rozumieją. Uwielbiam błędy w tłumaczeniu poprzez Google. Mam nadzieję, że za pośrednictwem mojego filmu udaje mi się komunikować i coś przekazywać.
Michał Hernes: Czy gdy mówisz i myślisz w innych językach, zmienia się twój sposób postrzegania rzeczywistości?
Ariane Labed: Możliwe. Trudno powiedzieć, bo jeśli tak jest, dzieje się to nieświadomie. Jestem Francuzką, ale mieszkam w Grecji i przez większość czasu mówię po grecku. Z kolei w pracy często posługuję się językiem angielskim. Moim pierwszym językiem był francuski, ale potem nauczyłam się niemieckiego, angielskiego i greckiego. To dzieje się na różnych poziomach i na różnych etapach mojego życia. Przykładowo język francuski kojarzy mi się z moim dzieciństwem.
Michał Hernes: Różnica między książkami a filmami jest taka, że książki opierają się na słowach, a w filmach wiele rzeczy można opowiedzieć bez słów.
Ariane Labed: Właśnie dlatego kocham kino. Co prawda w filmach widzimy mówiących ludzi, ale musimy też odkryć całą głębię i bogactwo obrazów. W związku z tym, że w przeszłości dużo tańczyłam, ufam fizyczności i wierzę w nią; wierzę w to, co nie zostało wypowiedziane i że nawet ruch twarzy może powiedzieć o danej osobie więcej niż słowa. Kino daje nam taką możliwość.
Michał Hernes: Tańczysz, jesteś aktorką i reżyserujesz. Czy oznacza to, że nieustannie szukasz nowych form ekspresji?
Ariane Labed: Dla mnie to wszystko jest ze sobą powiązane, stanowi jedność. Nie postrzegam mojego pełnometrażowego reżyserskiego debiutu jako czegoś nowego w mojej karierze. Pracuję w branży filmowej od wielu lat i dla mnie to logiczna ciągłość – wciąż gram i chcę grać, ale chcę też reżyserować. To dla mnie forma ekspresji – staram się coś powiedzieć, choć nie wiem, co. Każdy artysta chce coś przekazać i przybiera to różne formy.
Michał Hernes: Na ile bycie aktorką i tancerką pomaga ci w reżyserskiej pracy z aktorami i aktorkami?
Ariane Labed: Pomocne jest to, że jako aktorka mam większe doświadczenie w pracy na planie niż większość reżyserów. Gdy reżyserujesz, nie kręcicisz filmów zbyt często. Aktorzy spędzają na planach więcej czasu. Choć to mój fabularny debiut, nie czułam, że nie mam doświadczenia, ponieważ plan filmowy jest dla mnie niczym drugi dom. Sposób, w jaki pracuję z aktorami i aktorkami nie jest dobry dla wszystkich osób aktorskich, ale lubię tak pracować jako aktorka i tancerka. Staram się zaprosić ich do pracy, która jest bardziej fizyczna niż intelektualna. Jak wspominałam – to jeden z rodzajów ekspresji. Zapraszam aktorki i aktorów, by w jakiś sposób dołączyli do mojego świata.
Michał Hernes: Jak zachować równowagę w pracy z aktorami i aktorkami? Jak nie przekroczyć granicy?
Ariane Labed: To kwestia wzajemnego szacunku i komunikacji. Jako aktorka miałam nieszczęście pracować z ludźmi, którzy czasami myślą, że mają dużą władzę. Moim zdaniem nie o to chodzi w kręceniu filmów i nie powinno się tak robić. Kluczowa jest współpraca. Wywodzę się z teatru, gdzie tworzyliśmy kolektyw – wszyscy pisaliśmy scenariusz i przebywaliśmy na scenie, a ja tworzyłam choreografię. Każdy miał swoje obowiązki, ale byliśmy w tym równi. Lubię myśleć o pracy na planie właśnie w ten sposób – że cenny jest punkt widzenia każdej osoby i że ze sobą współpracujemy. Chodzi o to, że nie mogę niczego zrobić sama. Jeśli chcesz tak pracować, możesz zostać pisarzem albo malarzem. Kino jest kolektywne i bardzo mi na tym zależy. Moje reżyserskie podejście do pracy na planie filmowym jest spełnieniem tego, o czym marzę jako aktorka – naprawdę chcę się w to zaangażować. Podam przykład – jestem producentką filmu „Płynąc do domu”, który również jest pokazywany na MFF Nowe Horyzonty. Bardzo dużo rozmawiałam z Justinem Andersonem, reżyserem tej produkcji. Naprawdę podoba mi się podejście, że sztuka jest kolektywna i że wszyscy musimy coś z siebie dać, żeby powstał z tego film. To przeciwieństwo kina autorskiego, na przykład francuskiej Nowej Fali. Choć jestem scenarzystką i reżyserką „September rozkazuje”, to potrzebne mi są wszystkie osoby, które zaangażowałam do pracy przy tym filmie. To rodzaj umowy, jaką ze sobą zawarliśmy. Dzielimy się tym i jednocześnie dobrze się bawimy. Porównałabym to do wielkiej imprezy. Na tym polega dla mnie piękno kina.
Michał Hernes: Film „Semptember rozkazuje” powstał na podstawie książki Daisy Johnson. Czy wizualizowałaś sobie ten utwór w trakcie czytania?
Ariane Labed: Uwielbiałam tę książkę. Kocham jej bohaterów i sposób, w jaki Johnson ich przedstawiła. W trakcie czytania nie wizualizowałam sobie aktorek i aktorów, bo nie wiedziałam, kto ich zagra. Zobaczyłam jednak, jak siostry się między sobą komunikują. Ważnym tematem tego filmu są gry – spodobały mi się i zasady oraz to, że można się w nie bawić, angażując się w fizycznie w ten proces. Ma to związek z dziewczęcością i tym, że wcześniej nie została pokazana w kinie wystarczająco dobrze. Nie dorastałam z filmowymi obrazami przedstawiającymi owłosione dziewczyny, podpaski i kobiety, które mają okres. Mam na myśli wszystko to, co męskie kino ukrywa, tworząc obraz kobiecości, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Spodobało mi się, że te tematy zostały podjęte w książce i że mogłam je rozwinąć. Chciałam pokazać coś, co zazwyczaj jest ukrywane. Ważny jest dla mnie każdy detal. Jak wspomniałam, ma to związek z tym, jak mężczyźni ukrywają kobiety w filmach albo pokazują je w oderwaniu od rzeczywistości. To dla mnie sposób, żeby opowiedzieć innym, kim jestem, a także o tym, co myślę o kobiecości i dziewczęcości. Jako przykład podam scenę seksu z Sheelą, bohaterką filmu, i to, czego nie widzimy. To, co rozgrywa się w jej umyśle jest ważne i czyni tę scenę zabawną. Nie chodzi o ciało, tylko o coś, do czego zazwyczaj nie mamy dostępu, gdy oglądamy sceny seksu. Chodzi o pokazanie czegoś, czego nie widzimy – myśli bohaterki, a nie jej nagiego ciała.
Michał Hernes: Dlaczego zaangażowałaś do tej roli Rakhee Thakrar? Skąd ten wybór?
Ariane Labed: Szukałam brytyjskiej aktorki o hinduskich korzeniach. Rakhee bardzo spodobała mi się w serialu „Sex Education” – ma poczucie humoru i jest zabawną aktorką. Zabawny jest chociażby jej język ciała. Bardzo podobał mi się pomysł, że mogłaby sportretować matkę w kontrze do wszystkich stereotypów związanych z tym, jak są one przedstawiane w filmach. Być może zabrzmi to trochę banalnie, ale odnoszę wrażenie, że mężczyźni przedstawiają je w kinach głównie jako święte lub złe. Tymczasem Sheela stara się być jak najlepszą mamą.
Michał Hernes: Wspomniałaś o języku ciała. Jak szukasz go w trakcie prób?
Ariane Labed: Z dziewczynami, które zagrały siostry, polegało to głównie na pracy nad zwierzęcymi aspektami i bycia w kontrze do tego, czego uczą się nastolatki. Mam nam myśli naukę tego, jak zachowywać się niczym kobieta – bawienia sie włosami i krzyżowania nóg. Poprzez zabawę w zwierzęta, głównie goryle i ptaki, udało nam się znaleźć wspólny język i pozbyć wszystkich zahamowań społecznych, które noszą w sobie kobiety.
Rozmawiał: Michał Hernes