Wreszcie, po tygodniu zapowiedzi, przyszedł czas na ten moment. Przed Wami nasza potrójna recenzja jednej z najbardziej oczekiwanych premier tego roku – Avengers: Czas Ultrona w reżyserii Jossa Whedona. Czy ten film poprawił nam nastroje po rozczarowującej pierwszej części? A może potwierdził, że tych wszystkich postaci nie powinno się upychać w jeden film? Sprawdźcie sami.
Stasierski: Niestety nie było niespodzianki. Jak już pisałem w rewizytowanej recenzji Avengersów, pierwsza część przygód marvelowskich superbohaterów nie przypadła mi do gustu. Idąc typowym tropem kręcenia sequeli, w drugiej wszystkiego musiało być więcej, mocniej, głośniej, szybciej. I rzeczywiście jest – więcej głupoty, o zgrozo (wydawało mi się to nieprawdopodobne pamiętając część pięrwszą) więcej nudy. Jest też głośniej (co niekoniecznie jest pozytywne) i mocniej. Jedyne co się w tej wyliczance nie sprawdza to szybciej – Czas Ultrona jest tak samo powolny narracyjnie jak poprzednik. Joss Whedon wciąż atakuje nas ckliwymi scenami dysput swoich bohaterów na temat pokoju na świecie, przerywając je co jakiś czas mało kreatywnymi sekwencjami akcji. Wszystko to doprawione, tego już za wiele, wątkiem miłosnym między Hulkiem i Czarną Wdową – słowem nic właściwie się w tym filmie nie zgadza. Może poza jednym elementem, za który Czas Ultrona dostaje ode mnie jedną gwiazdkę więcej niż część pierwsza – tytułowy Ultron jest bohaterem naprawdę dobrze, inteligentnie skonstruowanym. Nie wiem jak duża w tym zasługa scenariusza (zapewne niewielka), wiem natomiast, że wielką robotę zrobił James Spader. Trudna to sztuka zagrać samym głosem, w dodatku mocno przetworzonym, i wywołać emocje, przestraszyć, chwilami zafascynować. Spaderowi się to udało i jest on kolejnym, po Andy Serkisie, Scarlett Johansson w Her, argumentem na to, że Akademia Filmowa powinna zacząć wreszcie nagradzać kreacje głosowe. Niestety Spader nie zrobił z Czasu Ultrona dobrego filmu. Co gorsza swoją klasą pokazał jak świetny ten film mógł być, a nie był.
Samołyk: Moim ulubionym zarzutem czytelników do recenzentów jest pretensja o subiektywność opinii. Nie znoszę też zgody i bezpieczeństwa. Avengers: Czas Ultrona to film dla plebsu. I tak, obrażam Cię. Nie znasz się na kinie. Kupujesz nachosy albo tonę popcornu, odwiedzasz multipleks raz na miesiąc i śmiesz twierdzić, że saga Marvela jest świetnym sposobem na dostarczanie sobie rozrywki. Uzasadniasz swoje głupie wybory prawem do tanich igrzysk. Wpadasz za przywódcą w przepaść. Jesteś w przygnębiającej strefie komfortu, która zapewnia Ci letnią wodę. Potem nazywasz ją ambrozją. Krzyczysz wszem i wobec, że kino potrzebuje takich ludzi jak Ty. Nie potrzebuje Cię. Chce Twoich pieniędzy i Twojej miałkiej potrzeby do urabiania najniższych gustów społecznych. Z jakichś powodów mimowolnie i rytmicznie upajasz się bezwładnym ruchem gałek ocznych kiedy Hulk skacze, Iron Man uderza, Kapitan Ameryka niszczy, a Scarlett nieudolnie dodaje uroku. Przeszedłeś GTA 5 i mało Ci komputera. Chcesz zobaczyć go w kinowej sali. Miękną Ci kolana gdy widzisz ten błyszczący, diamentowy wielki dzwon, który jest przerażająco głośny. Nie byłby taki gdyby nie był w środku pusty. Odejdź bo brakuje mi powietrza.
Sobolewski: Mimo miliona wybuchów i efektów jakie przyszło mi zobaczyć przez te (dłuuugie 150-minutowe) widowisko, wyszedłem z kina absolutnie obojętny. To co przed chwilą zobaczyłem nie wywołało we mnie żadnych konkretnych emocji. Ani miłości, ani nawet hejtu (a ten antycypowałem). Po prostu nic. Ileż bowiem można patrzeć na takie wątpliwe produkcje? Kopiuj-wklej, kopiuj-wklej i pilnuj żeby hajs się zgadzał. Takie to proste, a takie smutne dla widza. Ten film ma więcej niestrawnych „kalorii” niż połowa McDonaldsów w USA. Ale są to puste kalorie. Jesz i jesz i ciągle jesteś głodny. A Twój organizm nie otrzymał prawie żadnych wartościowych substancji odżywczych. Oprócz zamulającego tłuszczu i kopy soli. Ten film chce być wypasiony jak największy świniak. Szkoda tylko, że to świniak-inwalida. Jak chcesz zobaczyć dobrze przypakowane kino akcji to lepiej pójdź na Szybkich i Wściekłych 7 (jeśli jeszcze grają). Odpuść sobie tego Marvela. Jesteś na to za dobry. Wychodzi na to, że Michael Bay ma nowego konkurenta. Joss Whedon – reżyser obu części Avengersów – depcze mu boleśnie po piętach.