Nie oszukujmy się – Zabójczy żart, jedna z niewielu (jedyna?) prób wprowadzenia na polskie ekrany animacji ze świata Gotham City, nie jest idealny. Nie zmienia to jednak faktu, że po porażkach w postaci Świtu sprawiedliwości, a w szczególności Legionu samobójców, czułem powiew świeżości.
Czułem go, mimo, że w formie 75-minutowej fabuły, dostałem dwa skrajnie różniące się od siebie filmy. Pierwszy, w którym następuje wprowadzenie postaci Batgirl, jest słaby i jakby dodany na siłę. Świetnie, że ta postać się pojawia – jak zdążyłem się zorientować, będzie ona miała jeszcze duży wpływ na Batmana w przyszłości – ale trzeba było to zrobić w formie zdecydowanie bardziej przekonującej. Wyszedł obraz kobiety w pewnym sensie nieszczęśliwie zakochanej, która nie do końca wiadomo po co nosi strój i chce zwalczać przestępczość. W końcu sama zresztą się w tej kwestii orientuje.
Szczęśliwie, po tym jak Batgirl zrzuca strój, pojawia się Joker w absolutnie genialnej interpretacji Marka Hamilla. Dawno temu oglądałem serial w telewizji, w którym także on dubbingował tę postać. Jednak dopiero teraz mogłem usłyszeć jego kreację w pełnej krasie i zostałem nią pozytywny zmasakrowany. Hamill, człowiek który do dziś nie kocha George’a Lucasa mimo, że facet zrobił z niego żywą legendę kina, jest motorem napędowym fabuły, która układa się wokół tercetu Batman-Joker-komisarz Gordon. Szczególnie ciekawie został potraktowany ten ostatni, w filmach fabularnych pozostający na uboczu, wyłączając oczywiście wspaniałe kreacje Gary’ego Oldmana w trylogii Nolana. Tutaj jest on katalizatorem konfliktu między Batmanem i Jokerem, prowadzącym do świetnej konfrontacji w finale, w której pada słynne już Why aren’t you laughing?. Ten fragment filmu, w którym widzimy jak bardzo Batman i Joker są do siebie podobni, co idealnie zostaje spięte w fenomenalnej scenie finałowej, jest znakomity. Fabularnie znakomity, bo niestety wizualnie w całości Zabójczy żart wygląda wyjątkowo topornie, jak na aktualne standardy animacji. W stosunku do serialu z lat 90. nie zmieniło się wiele. Mroczna atmosfera pozostała, szkoda że nie doszło do żadnej zmiany wizualnej, bo kreska jest tutaj po prostu zbyt twarda.
Wolałbym za cenę jednego filmu dostać…jeden świetny film, a nie dwa, z których tylko drugi nadaje się do pokazywania. Niemniej Mark Hamill i grający Batmana Kevin Conroy stanowią wystarczający powód, by się nad Zabójczym żartem pochylić. Kryzysu w DC ciąg dalszy, ale przynajmniej wstydu nie ma.