Film Nagisy Oshimy łączy pornograficzną dosadność z erotyzmem szalonej miłości. Bardzo to szanuję.
Bękarty kina – są przeciwieństwem mainstreamowych filmowców. Najlepiej wychodzi im wkurzanie widzów i krytyków, wzbudzanie w nich niepokoju, a czasem najlepiej wychodzą im… porażki. To oni są bohaterami mojego cyklu o podtytule „Napluję na wasze gusta filmowe”.
„Imperium zmysłów” można było zobaczyć na dużym ekranie w czasie tegorocznej edycji MFF T-Mobile Nowe Horyzonty. To klasyk kina zaliczający się do tak zwanego erotyzmu hardcore’owego. Film został zakazany w wielu krajach, ponieważ zarzucano mu epatowanie pornografią. Co ciekawe, z kolei jego obrońcy kontrargumentują, że do pornografii mu daleko.
Reżyser powiedział natomiast:
„Pojęcie obscenów można poddać w wątpliwość, jeśli spróbuje się spojrzeć na coś, co jest naszym zdaniem zakazane, a mimo to ogromnie, niebywale interesujące. Kiedy uznamy, że widzieliśmy wszystko, co nas pociąga, pojęcie obsceniczności zniknie, a razem z nim wszystkie zasady; powstanie miejsce dla wyzwolenia (…) W ten sposób filmy pornograficzne stają się poligonem pojęcia obsceniczności. Wychodząc z tego założenia, możemy przyjąć, że pornografia przynosi oczywiście korzyści. Powinna jak najszybciej otrzymać należne jej miejsce”.
Czy dosadne przedstawienie seksu i artyzm mogą iść ze sobą w parze? Ten film dowodzi, że jak najbardziej.
Owe dosadne akty seksualne mocno przypominają pozy z obrazów shunga („oblicza wiosny”, tradycja erotycznych drzeworytów robionych ręcznie przez najlepszych japońskich artystów i wychwalająca seksualne praktyki z dzielnic rozkoszy, przeżywała okres świetności aż do połowy XIX wieku. Później do akcji wkroczyli cenzorzy). Manipulując pozami i ustawieniem postaci podczas scen seksu, Oshima odnosi się w tym filmie właśnie do sztuki shunga.
Jak słusznie zauważyła filmoznawczyni Linda Williams, „Imperium zmysłów” kultywuje nowy, jak na tamte czasy, rodzaj erotyczno-pornograficznej fantazji:
„Kobiecy rytm ekstazy wyznacza standard, do którego musi aspirować orgazm mężczyzny. Właśnie ten element decyduje o odmienności dzieła Oshimy”.
To opowieść o miłości, która opiera się na metaforze walki byków, a reżyser, przedstawiając wizję prawdziwie hardcorowego erotyzmu, wykazał się wielką odwagą. Szacunek.