Bękarty kina: Jak Bogusław Linda mnie dissował

Jeśli Bogusław Linda rozpamiętuje różnych dziwnych ludzi, których spotkał na swojej drodze, to mogę śmiało powiedzieć, że jednym z tych „idiotów”, których obraził, byłem ja.

bogus

Bękarty kina – są przeciwieństwem mainstreamowych filmowców. Najlepiej wychodzi im wkurzanie widzów i krytyków, wzbudzanie w nich niepokoju, a czasem najlepiej wychodzą im… porażki. To oni są bohaterami mojego cyklu o podtytule „Napluję na wasze gusta filmowe”.

Kultowy polski aktor przeszedł drogę (cytując za Historią kina polskiego) od grania inteligentnych buntowników w „półkownikach” do ról oszustów, ubeków, bandytów i gwałcicieli, a potem z różnym skutkiem zaskakiwał widzów (pozytywnie w filmach Andrzeja Wajdy, albo negatywnie w głupim serialu, którego tytułu nie chcę pamiętać, bądź w Pitbullu). Miał też momenty aktorskiego milczenia.

Filmoznawca Tadeusz Lubelski słusznie zauważył, że są tacy, którzy nazywają Lindę „Bogie” nie tylko od jego imienia, ale też od Humpreya Bogarta. Przywołam analizę Franza Mauera dokonaną przez Lubelskiego:

„(…)rzucenie się w podejrzane interesy było oznaką zagubienia, maska cynika kryła rozpacz i tęsknotę za wartościami, jak zresztą bywa w amerykańskich filmach sensacyjnych(…) po latach(…) formuła filmów bandyckich (…) wyczerpała się, zastąpiona przez pastisze”.

pitb

Jednym z takich pastiszów, choć niezamierzonym, jest Pitbull. Nowe porządki.

Gdy spotkałem się z Lindą cztery lata temu na około 7-minutowy wywiad, na który łaskawie i z bólem się zgodził, co chwilę przerywał rozmowę, by się z kimś przywitać, pomachać komuś lub nawet odebrać telefon. Powiedział m.in. że serialowo jesteśmy na poziomie Brazylii, że w Polsce nie ma dobrych scenarzystów, a Andrzej Żuławski, u którego zagrał w Szamance, to człowiek „lekko chory”.

Nie jest jednak tak, że nie usłyszałem od Lindy w tym wywiadzie niczego ciekawego. Gdy zapytałem go o sceny pociągowe w Przypadku Krzysztofa Kieślowskiego (którego, rzecz jasna, bardzo chwalił), odparł (cytując za Stopklatka.pl):

„Na planie było wesoło w tym sensie, że przez cały dzień musiałem wskakiwać do jadącego pociągu. Krzysiek, jak przystało na rasowego dokumentalistę, wybrał walizkę obciążoną gruzem, żeby sporo ważyła i by to wyglądało realistycznie. Problem polegał na tym, że nie byłem w stanie wskoczyć z nią do pociągu. Kieślowski chciał więc pokazać mi, jak to się robi. Skończyło się na tym, że wypadł mu dysk. W tej sytuacji zdecydował się trochę odciążyć tę walizkę i wreszcie mi się udało”.

lind1

Problem polega na tym, że na spotkaniach z publicznością i w trakcie wywiadów Linda zachowuje się niczym bohater, którego zagrał w Psach – mówi co myśli, dużo przeklina i obraża ludzi. Ja usłyszałem od niego, że powinienem zacząć chodzić do kina, bo odniósł wrażenie, że nigdy tam nie byłem i że nie oglądam filmów (choć całkiem możliwe, że obejrzałem ich więcej niż on i coś jednak o nich wiem). Początkowo bardzo się tym przejąłem, ale na swój sposób cieszę się, że Franz Mauer mnie obraził. Będę miał co opowiadać wnukom. Przyznaję się także do błędu – choć jestem doświadczonym starym wyjadaczem jeśli chodzi o wywiady, to przy takich gościach trzeba uważać, co się mówi (co nie usprawiedliwia jego reakcji, prawda?). O jego niewychodzeniu z roli Franza Mauera najlepiej świadczy chyba to, że po spotkaniu, które m.in. z nim prowadziłem, podeszła do mnie starsza pani i zapytała się, czy to było wyreżyserowane i czy z Lindą się znamy. „Zagrać” wspólnie z Lindą? Pewnie sporo osób chętnie by się zamieniło ze mną miejscami, a jeszcze mi za to zapłacono. Tyle wygrałem, mimo porażki.

Niepokorny aktor od promocji, bankietów i wywiadów woli prawdopodobnie przebywanie w gronie przyjaciół spoza filmowej branży. Jest zapewne introwertykiem, jednym z tych, o których trafnie i mądrze napisał poeta Adam Zagajewski:

„(…)Niekiedy sprawiają wrażenie osób aroganckich, ale to złudzenie, pomyłka, oni są nieśmiali. Czego się boją? Nie wiadomo. Jakaś siła nie pozwala im mówić. W pewnym sensie są perfekcjonistami; boją się, że to co wypowiedzą będzie tylko karykaturą ich myśli. Mają tu liczne doświadczenia, ile już razy wstydzili się, że popełnili gafę, że źle się wyrazili, i cierpieli później. Dlatego wolą milczeć. Właściwie z szacunku dla innych, dla osoby, z którą się spotykają. Ale na ogół ta osoba widzi to zupełnie inaczej…”.

Dlatego właśnie staram się szanować Lindę mimo wszystkich głupot, które wygaduje i mimo że mnie obraził (zresztą nie tylko mnie. Ponoć na bankietach bywa bardzo nieprzyjemny). No cóż, chyba wyszedłem na zbyt empatycznego i tolerancyjnego lewaka. Swoją drogą ciekawe, czy Linda gardzi takimi ludźmi. Pewnie tak. I bądź tu mądry.

Start typing and press Enter to search