„Gdy dołączył do tego projektu, zastanawialiśmy się, czy gra homoseksualistę, czy pijaka. Rozważano, czy by go nie wyrzucić” – czy domyślacie się, o kogo może chodzić?
Bękarty kina – są przeciwieństwem mainstreamowych filmowców. Najlepiej wychodzi im wkurzanie widzów i krytyków, wzbudzanie w nich niepokoju, a czasem najlepiej wychodzą im… porażki. To oni są bohaterami mojego cyklu o podtytule „Napluję na wasze gusta filmowe”.
Zastanawiam się, czy bohater tego tekstu nie jest przykładem młodego gniewnego, który wyrósł na starego wkurwionego. Lasse Hallastrom powiedział o nim, że lubi się chować za ekscentrykami, których gra i że ma prawdziwe ambicje, ale boi się, że zostanie uznany za pretensjonalnego. Czy w tej sytuacji Johnny Depp jest zadowolony ze swoich ostatnich aktorskich występów? Wielkim powrotem do formy miał być Pakt z diabłem, ale film wywołał różne opinie widzów i krytyków, z przewagą negatywnych.
Czy słynny i popularny aktor się stoczył? Muzyk Keith Richards wyznał, że kiedy go po raz pierwszy spotkał, myślał, że jest dilerem, przyjacielem jego syna. Trudno to uznać za komplement.
Całkiem możliwe, że ostatnimi czasy Depp trochę nie ma szczęścia. Czy to jego wina, że Tim Burton najlepsze lata kariery ma już za sobą? Być może w poszukiwaniu czegoś innego Depp zdecydował się zagrać w filmie Transcendencja, bo zaintrygowały go pierwsze wersje scenariusza do tego filmu, jednak ten intrygujący scenariusz został pocięty i zniszczony przez hollywoodzkich producentów.
Tymczasem kolejne części Piratów z Karaibów uważam za odcinanie kuponów i pójście na łatwiznę, Do ust cisnie mi się pytanie: co się stało z aktorem, który tak mnie zaintrygował w filmach Donnie Brasco (gdzie stworzył rewelacyjny duet z Alem Pacino, chemia i napięcie między nimi były niesamowite), Truposzu (być może najlepszym filmie Jima Jarmuscha, w którym wcielił się w Williama Blake’a) i Edwardzie Nożycorękim. Albo w Beksie, wyreżyserowanej przez innego Bękarta kina, Johna Watersa, w której zagrał genialnie i odnoszę wrażenie, że był w swoim żywiole. W tym dziwnym, objechanym filmie towarzyszyli mu Ricki Lake, Iggy Pop, Traci Lords, Patricia Hearst, Susan Tyrrell i Willem Dafoe. O szalonych imprezach, jakie miały miejsce na planie tego filmu, krążą legendy. Osobiście nie ukrywam, że kocham ten film i bohatera, w którego wcielił się w nim Depp. Tęsknię za tamtymi czasami i tamtym Deppem. Zwłaszcza w świetle tego, co dzieje się z nim w ostatnich latach…
„Gdy dołączył do tego projektu, zastanawialiśmy się, czy gra homoseksualistę, czy pijaka. Rozważano, czy by go nie wyrzucić”.
– powiedział mi operator Dariusz Wolski, przywołując anegdotkę z planu „Piratów z Karaibów”.
Gdzie się podział ten buntownik, o którym jeszcze kiedyś mówiono, że Hollywood nie przejęło nad nim kontroli? Co się stało z aktorem, który wolał grać na gitarze w teledysku zespołu Oasis, niż wystąpić w nowej części Mission Impossible?
Dustin Hoffman powiedziało o nim przed laty, że jest jednym z niewielu aktorów tamtego pokolenia, którzy nie są gwiazdami filmowymi, tylko artystami. Niestety, trudno uznać te słowa za aktualne.
Z drugiej strony Samuel L. Jackson bronił go, mówiąc, że też zasługuje na trochę zabawy i że przychodzi taki moment, kiedy chce się zagrać w jakimś gównianym filmie, żeby wyluzować. Pełna zgoda. Szkoda tylko, że ta impreza w wykonaniu Deppa trwa stanowczo zbyt długo. Cytując dialog z Truposza:
„– Dlaczego przejechałeś tę całą drogę, drogę do piekła?
– Ja… Mam pracę. W Machine.
– Machine? To koniec linii.
– Doprawdy? Dostałem list od ludzi z fabryki Dickinsona zapewniający mnie o pracy – jestem księgowym.
– Powiem ci jedno. Nie wierzyłbym w ani jedno słowo zapisane na świstku papieru, szczególnie od jakiegoś Dickinsona z Machine. Jesteś na najlepszej drodze do grobu”.
Chcę wierzyć, że Depp wydostanie się z kafkowskiej matni złych ról, porażek w życiu osobistym i wyniszczających imprez.
Przed laty światełkiem w tunelu, za które go szanuję, było to, że do wyreżyserowania Dziennika zakrapianego rumem zaangażował pisarza i reżysera Bruce’a Robinsona, autora kultowej komedii Withnail i ja. Opowiada ona o dwóch podrzędnych brytyjskich aktorach, którzy pojechali na wieś się zresetować. Co prawda Dziennik… równie znakomitym filmem nie jest, ale to dla mnie dowód, że choć Depp trochę się pogubił, wciąż zdarza mu się mieć przebłyski dobrego gustu.
W Truposzu grana przez niego postać jest świadkiem takiego oto dialogu:
„– Nigdy cię nie kochałam, Charlie.
– Nigdy nie przestałem cię kochać, Thel”.
Osobiście nigdy nie przestanę kochać Johnny’ego Deppa. Na szczęście mogę wracać do jego wybitnych ról z przeszłości, czekając na jego powrót do wielkiej formy.