Biedne istoty – odnaleźć siebie

Czasami zdarzają się takie filmy, które już od pierwszej sceny dają mocno do zrozumienia, że nie będzie to kolejne bezpieczne kino środka, a pozbawiona hamulców i bezpruderyjna jazda bez trzymanki. Tak było w zeszłym sezonie z Babilonem Damiena Chazelle’a, w tym natomiast mamy Biedne istoty Yorgosa Lanthimosa. Grecki twórca od początku kreuje surrealistyczny świat wykorzystując szeroką paletę technicznych i artystycznych środków wyrazu – od wykorzystania przeróżnych obiektywów wpływających nie tylko na format obrazu, ale także na strukturę często zakrzywionej perspektywy, po nietypowy montaż i oryginalną, wręcz barokową scenografię. Każdy z tych elementów nie służy jedynie efektownemu popisywaniu się rzemieślniczymi umiejętnościami reżysera, ale tworzy złożony portret pokręconej percepcji głównej bohaterki – Belli Baxter.

Fabuła filmu opiera się na powieści Alasdaira Graya portretująca żywy eksperyment Doktora Godwina Baxtera (Willem Dafoe), który tajemniczymi metodami wskrzesił zmarłą w wyniku samobójstwa brzemienną kobietę znalezioną w rzece. Nazywa ją Bella (w tej roli Emma Stone), nadaje jej swoje nazwisko i obserwuje – skrupulatnie notując – postępy w poznawaniu przez nią świata. Kobieta (nazywana w książce istotą) całkowicie pozbawiona jest bowiem wspomnień z „poprzedniego” życia. Bella na nowo zapoznaje się z otaczającą ją rzeczywistością, uczy się chodzenia, mowy i kontaktów międzyludzkich. Jednakże jej mózg różni się od przeciętnego, gdyż przyswaja wiedzę i umiejętności, a także dojrzewa, w znacznie szybszym tempie. Godwin przedstawia ją swojemu studentowi, a zarazem asystentowi Maxowi McCandlessowi, który zahipnotyzowany jej urokiem wyznaje jej miłość. Stary Baxter próbując zabezpieczyć przyszłość Belli postanawia przepisać na nią swój dobytek, a wszystkimi formalnościami zająć ma się prawnik Duncan Wedderburn (Mark Ruffalo). Przebiegły i ekstrawagancki Weddernburn proponuje bohaterce podróż po świecie, podczas której pokaże jej uroki życia doczesnego. Tak właśnie zaczyna się eskapada nie tylko po najpiękniejszych miastach Starego Kontynentu, ale przede wszystkim wyprawa po odnalezienie swojego prawdziwego „ja”.

Reżyser sprytnie przekształcił strukturę narracyjną książki zmieniając perspektywę z postaci męskich na całkowite podporządkowanie historii Belli Baxter. Klucz audiowizualny doskonale współgra z dziwacznym postrzeganiem rzeczywistości przez protagonistkę; Lanthimos niejako daje widzowi wgląd w jej głowę przedstawiając krajobraz skrajnie odrealniony. Nie pamiętam kiedy ostatnio w kinie głównego nurtu mieliśmy tak radykalne kino pod względem formy i treści. Dzieło, które nawet na moment nie przestaje zaskakiwać artystycznymi wyborami i podejściem do seksualności. W minionych latach hollywoodzkie kino przyzwyczaiło nas do ugrzecznionej wizji świata, w której seks jest tematem tabu, a sfera intymnych uniesień sprowadzona do pocałunku przy zgaszonym świetle. Natomiast grecki twórca uczynił z erotyki praktycznie główny temat filmu, a z poznawania i odkrywania zmysłowości (w przeróżnych konfiguracjach) esencję problematyki. Ciało w Biednych istotach jest czynnikiem do przekraczania coraz to dalszych granic świadomości, a także do wyemancypowania się z okowów skostniałych konwenansów. Właśnie na styku seksu i somatycznego wyswobodzenia wyłania się clou feministycznego przekazu.

Sercem dzieła Yorgosa Lanthimosa jest niewątpliwie Emma Stone, której kreacja prawdopodobnie zapisze się złotymi zgłoskami w historii kina. To zdecydowania najodważniejsza i najbardziej wymagająca rola w jej karierze. Złożona z kilku etapów rozwoju stanowi jakoby pigułkę dojrzewania umysłu na przestrzeni od narodzin do całkowitego samostanowienia. Każdy szczebel mentalnej drabiny portretowany jest przez Stone w zupełnie inny sposób. Tak naprawdę mamy tu do czynienia z kilkoma osobnymi postaciami zagranymi podczas jednego filmu, bowiem różnice pomiędzy poszczególnymi okresami przemiany są olbrzymie. W drugim rzędzie aktorskiego peletonu – co w żaden sposób nie ujmuje im umiejętności – są Willem Dafoe oraz Mark Ruffalo (w zupełnie innym, zabawnym wydaniu). Obaj Panowie znakomicie partnerują szarżującej Stone, doskonale odnajdując się w surrealistyczno-komediowej konwencji. Na wzmiankę zasługuje również prawdziwy aktorski kameleon – Kathryn Hunter – w roli właścicielki paryskiego domu uciech, która w enigmatyczny, mocno niepokojący sposób prezentuje głównej bohaterce życie polegające na uszczęśliwianiu swoich klientów.

Biedne istoty to przezabawne dzieło (nie pamiętam kiedy ostatnio tak głośno śmiałem się w kinie), które jednocześnie jest mądrym i odważnym traktatem o wolności jednostki, ale też i samej sztuki. Lanthimos już po raz kolejny udowodnił, że jego artystyczny punkt widzenia jest jednym z najbardziej oryginalnych we współczesnym kinie. Cóż tu więcej dodać – po prostu najlepszy film tego sezonu!

Start typing and press Enter to search