Kwarantanna, czas próby, osamotnienia, myśli kłębiących się w głowie. Siedzieć w domu, nie wychodzić, zatrzymać się, spowolnić. Przyśpieszyć czas, zabić czas, zająć głowę, niech nie myśli o sytuacji, zarażonej sytuacji. Muzyka, film, książka, serial. Pętla. Codzienność sześcianu kwarantanny, zamkniętej figury.
Wstęp bez znaczenia, jak i z pewnością ten tekst, bo cóż napisać o dziele, którego znaczeniem jest doświadczenie personalne, intymne, dotykające problemów, z którymi każdy z nas musi poradzić sobie na swój sposób. BoJack jest terapią, drogowskazem, który ukazuje horyzont utrapienia, za którym, być może, znajduje się szeroko pojęty spokój. Dawno nie miałem poczucia obcowania z tak życiową materią. Podczas oglądania dzieł sztuki moją strefą komfortu jest „ściana kreacji” tzn. wszystko, co jest sztuką nie jest prawdą, a jej imitacją, kreacją prawdy. BoJack zrobił coś, czego się nie spodziewałem – zburzył ją, pozbawił mnie emocjonalnej ochrony, dotknął najgłębszych strun sumienia. Dzięki animowanej i pozbawionej realności formie zawędrowałem w rejony dawno nieodwiedzane. Zobaczyłem siebie, obdartego z odgrywanych ról, bez przywdziewanych masek, nagiego. A najdziwniejsze jest to, iż BoJack jest animowanym koniem, a przy tym tak bardzo ludzkim i prawdziwym.
Problematyka serialu Netflixa jest szeroka niczym ocean. W zasadzie spotykają się tu wszystkie postawy, dylematy i wynikające z nich głębokie cierpienie. Kluczem do niego jest to ostatnie – cierpienie. A dokładniej droga, którą musimy przebyć, by pogodzić się z losem, używając chrześcijańskiej metafory, wziąć krzyż na swoje ramiona. Być może droga jest ważniejsza, niż sam cel. Cel jest jedynie pretekstem do rozwoju, paliwem napędzającym spiralę życia. Problemy pojawiające się na ów drodze wynikają zwykle z braku porozumienia, nici łączącej myśli pomiędzy ludźmi. Rozmowa, czym właściwie jest i dlaczego jest tak trudną sztuką? Życie byłoby łatwiejsze, gdybyśmy potrafili ze sobą rozmawiać. Rozmawiać prawdziwie, szczerze, bez permanentnego odgrywania jakiejś roli, empatycznie. BoJack przez cały serial, podążając wyboistą ścieżką, niejako uczy się rozmawiać. A czy dzieło sztuki ma taką siłę, by uczyć tego także nas? Nie wiem… Możliwe. Na pewno bardzo bym tego pragnął, chcę w to wierzyć. Bo jeśli sztuka jest nam do czegoś potrzebna, to chyba między innymi właśnie po to. Uczy swoich odbiorców poprzez oddziaływanie emocjonalne i intelektualne. Dzięki temu nie jest nauką faktograficzną, a żywą i najpełniejszą.
BoJack Horseman to serial o mocy terapeutycznej. W izolacji, z którą wszyscy się zmagamy, pomógł mi oswoić się z sytuacją samotności oraz, idącej z nią w parze, depresji. Bo teraz, gdy siedzimy w czterech ścianach staliśmy się osamotnieni, a wręcz społecznie osieroceni. W tym czasie próby musimy przetrwać, najlepiej ucząc się rozmawiać. Najpierw z samym sobą, by prawdziwie poznać siebie, swoje lęki, niedoskonałości, pragnienia. A może paradoksalnie to czas nadziei, szansy na odkrycie czym tak naprawdę jesteśmy. I być może to wszystko to tylko egzaltowane słowa samotnego człowieka… Ale jeśli istnieją takie dzieła, które mają realny wpływ na ludzi i ich dusze to może nie wszystko jest stracone. Trzeba wierzyć. Wierzyć.