Tegoroczny festiwal w Cannes minął mi nieco inaczej niż w poprzednich latach, ponieważ zdecydowałem się na wyjazd nad Lazurowe Wybrzeże nie posiadając prasowej akredytacji. Mimo braku upragnionej plakietki udało mi się obejrzeć ponad 40 filmów z przeróżnych sekcji, a także uczestniczyć w trzech konkursowych premierach („Sound of Falling”, „Sentimental Value”, a także „Resurrection”) korzystając z pewnego patentu, o którym napiszę w następnych tekstach. Pierwszą część canneńskich relacji poświęcę sekcji Critics’ Week, w której znalazły się ciekawe debiuty, bądź drugie filmy danych reżyserów. Selekcja obejmowała siedem tytułów konkursowych, a także cztery obrazy prezentowane w pokazach specjalnych.
Tygodnik Krytyki otworzył nowy film Laury Wandel, której debiut został nagrodzony przez FIPRESCI w sekcji Un Certain Regard, a także przyniósł Belgii obecność na oscarowej shortliście w 2021 roku. „Adam’s Interest” skupia się bezdusznym systemie prawnym często oceniającym sytuację pobieżnie z wyrokami pozbawionymi logicznego wytłumaczenia. Tytułowy Adam to czteroletni chłopiec, który trafił do szpitala z powodu zbyt niskiej masy ciała. Matka dziecka (w tej roli wspaniała jak zawsze Anamaria Vartolomei) wbrew decyzji sądu ograniczającej jej kontakt z synem postanawia zostać w szpitalu i odmawia opuszczenia sali. Pielęgniarka Lucy (Léa Drucker), chce z jednej strony pomóc matce, a z drugiej zaś przestrzegać narzuconych przez prawo zasad. Stoi przed trudnym wyborem między dobrem dziecka, a kodeksem. Niestety obraz belgijskiej reżyserki mimo ciekawego tematu nie przyniósł zbyt wielu powodów do zachwytu. Jej film to przedłużony odcinek „Na dobre i na złe” nakręcony w nijakim kluczu i bez reżyserskiego pazura. Właściwie jego jedynym pozytywnym punktem była kreacja Vartolomei, która po raz kolejny potwierdziła, iż jest cudownie świecącą gwiazdą europejskiego kina.
Po niemrawym otwarciu przyszła jednak pora na jeden z największych highlightów tegorocznego festiwalu. „Left-Handed Girl” to drugi film reżyserki Shih-Ching Tsou bezpośrednio współpracującej z oscarowym Seanem Bakerem. Jej debiutem było współreżyserowane z nim „Take Out”, zaś „Left-Handed Girl” to pierwszy całkowicie wyreżyserowany przez nią obraz (choć Baker odpowiadał między innymi za scenariusz i montaż). Dzieło to prezentuje szerokie spektrum wrażliwości – od tętniącej życiem, szybkim montażem miejskiej symfonii, po kameralną opowieść o rodzinnych więzach rodem z kina Hirokazu Koreedy. Trzy pokolenia pokazują różne podejścia do tradycji, a tytułowa leworęczna dziewczynka staje się filmową przewodniczką po krętych, wąskich uliczkach Tajpej. I tak, czuć w tym wszystkim ducha bakerowskiej ręki. Dialogi – mimo, że po mandaryńsku oraz minnańsku – przypominają charakterystyczny humor oraz tempo amerykańskiego twórcy. Z pewnością tytuł ten stanie się hitem przeróżnych festiwali i mam nadzieję, że znajdzie dystrybucję również w polskich kinach.
Drugim filmem, który warto polecić z konkursowej stawki (i który okazał się zwycięzcą) jest tajlandzki „A Useful Ghost” będący pełnometrażowym debiutem Ratchapooma Boonbunchachoke’a. To absolutnie dziwaczna mieszanka stylistyki Apichatponga Weerasethakula połączona z absurdalnym humorem, ukochanego przez uczestników Pięciu Smaków, Nawapola Thamrongrattanarita. Już sam irracjonalny punkt wyjściowy wywołuje śmiech – oto duch tragicznie zmarłej żony głównego bohatera znajduje schronienie w… starym odkurzaczu. W nawiedzonym sprzęcie zaczyna objawiać się sylwetka żony widoczna tylko postaci imieniem March. Doprowadza to do dziwnych, a wręcz niezręcznych sytuacji zbliżenia fizycznego pomiędzy mężczyzną, a urządzeniem AGD. Jednak reżyser korzystając z humoru przemyca ciekawe spostrzeżenia na temat radzenia sobie ze stratą najbliżej osoby i przepracowywania traumy. Synteza czarnej komedii i dramatu doskonale wybrzmiewa w mozaice przepięknym, wymuskanych kadrów. Zdecydowanie zasłużona nagroda, z pewnością jeden z najciekawszych filmów festiwalu w Cannes.
Poza konkursem prezentowane były jeszcze dwa francuskie filmy – „Baise-en-ville” oraz „Love Letters”. Bez wątpienia są to najbardziej przystępne propozycje całego programu Critics’ Week, które mają szanse zawojować kina, i nie tylko we Francji. Pierwszy z nich to z ducha nawiązująca do kina Wesa Andersona opowieść o 25-letnim Spricie sprzątającym paryskie wille po nocnych imprezach. Być może nie jest to coś odkrywczego i szczególnie poruszającego, ale nie sposób odmówić reżyserowi, scenarzyście i aktorowi (to wszystko w jednym) – Martinowi Jauvatowi – czystej pasji do kina i młodzieńczego zachwytu nad filmową materią. Dużo poważniejszym tytułem jest „Love Letters”, które w bezpretensjonalny, pozbawiony melodramatyzmu sposób ukazuje proces adopcyjny dwójki lesbijek we Francji. Film Alice Douard przedstawia ciekawą perspektywę na zbliżające się macierzyństwo, wahania hormonalne, czy wiążącą się z posiadaniem dziecka wielką odpowiedzialnością. To wszystko znajdziecie w tym skromnym, ale urzekającym obrazie.
Na zakończenie Critics’ Week selekcjonerzy zaproponowali niemą animację „Dandelion’s Odyssey” japońskiej reżyserki Momoko Seto. Podejrzewam, że oscarowy sukces fantastycznego „Flow” przyczynił się do tej decyzji. Jednak japoński obraz poza konceptem w niczym nie dorównuje łotewskiemu filmowi. Ani poziom animacji nie jest dobry, ani emocjonalnie nie działa (jak trzymać jakąkolwiek więź z latającymi nasionami mniszka lekarskiego?), brakuje też dramaturgii, czy po prostu historii. Całość to godzinny wygaszacz ekranu przypominający legendarny Windows XP – tak, to podobny poziom animacji. Szkoda, że tegoroczny przegląd Tygodnika Krytyki otworzył się i zamknął w tak nieudany sposób… Ale na szczęście kilka tytułów sprawiło, iż w pozytywnym świetle będę wspominał minioną selekcję Semaine de la Critique.