Chopin w pułapce matematyki, czyli co dzieje się gdy przekombinujemy system oceniania na konkursie.
Za nami piękne trzy tygodnie pełne chopinowskiej muzyki obfitujące w przeróżne interpretacje – od eleganckich, salonowych, po te bardziej energiczne, a niektóre wręcz porażające w swoim wyrazie (jak choćby Sonata b-moll w wykonaniu Gruzina Davida Khrikuli). Każda osobowość ciekawa, inna, oryginalna. Między innymi właśnie po to mamy nasz konkurs, żeby odkrywać sens i na nowo zakochiwać się w emocjonalnym bogactwie tekstu Fryderyka Chopina przefiltrowanym przez wrażliwość pianistów z całego świata wywodzących się przecież z różnych kręgów kulturowych, ale spajających się w tej tajemniczej, płynnej formie tempa rubato.
Tym większy ból, iż tegoroczne Jury praktycznie całkowicie zaprzeczyło tym założeniom nagradzając pianistę niejako za nazwisko i zasługi, a nie za faktyczny artystyczny stan prezentowany na konkursie. Co do tego, że Eric Lu jest znakomitym muzykiem nie ma żadnych wątpliwości – pamiętamy jak zachwycił publiczność 10 lat temu będąc jeszcze nastolatkiem. Jednak od pierwszego etapu czuć było, że wyraźnie nie radził sobie z presją nieprzyjemnie siłując się z muzyczną tkanką Chopina. Początkowo myślałem, że chodzi o różnicę pomiędzy tym co słyszeliśmy podczas transmisji, a rzeczywistym stanem w sali Filharmonii Narodowej. Jednak eksperci słuchający występu na żywo byli zgodni – Fazioli pod jego palcami brzmiał zbyt twardo w momentach kulminacji i nie była to wina fortepianu, bowiem ten sam instrument potrafił zabrzmieć w przepięknym forte Chinki Tianyao Lyu.
Co więc zaważyło na ostatecznym sukcesie Erica Lu? Według mnie wadliwy system oceniania, który przekłamał faktyczny stan tegorocznego konkursu. Zbyt dużo matematyki, zbyt wiele wzorów – teoretycznie – mających na celu wyrównywanie szans, a zbyt mało miejsca na dyskusję (która przez regulaminowe ograniczenia trwała jakieś 5 godzin…). W efekcie podczas oficjalnego ogłaszania werdyktu członkowie Jury zdawali się mieć zagubione miny nie do końca zgadzając się z ostatecznym rozkładem nagród. Już po pierwszym etapie przewodniczący Jury Garrick Ohlsson (którego kompetencji nikt przy zdrowych zmysłach nie powinien podważać) nie krył zdziwienia, że na liście zakwalifikowanych do drugiego etapu brakuje wielu nazwisk, które silnie zaznaczyły się w świadomości słuchaczy – chyba największą ofiarą systemu punktowego okazał się Mateusz Dubiel, czyli zwycięzca Ogólnopolskiego Konkursu Chopinowskiego, który odbył się na początku tego roku.
Jak się okazało było to zaledwie preludium do matematycznej maszyny losującej laureatów. Oczywiście, każdy ma swoje preferencje, każdy ma osobiste poczucie estetyki, jednak ostatecznie to muzyka powinna zwyciężać i spajać nas, słuchaczy. A wczoraj w godzinach nocnych triumfowała matematyka, a nie artyzm. Ironiczne, iż nikt poza Sztuczną Inteligencją, bazującą na niekończących się matematycznych algorytmach, jako jedyna przewidywała sukces Erica Lu. Większość spodziewała się raczej, że główna nagroda pójdzie do jednego z trzech pianistów – imponującego techniką Kevina Chena, Japonkę Shiori Kuwaharę (moja osobista faworytka od pierwszego etapu) czy zjawiskową, dzisiaj już 17-letnią Chinkę Tianyao Lyu. Rzeczywistość napisała jednak scenariusz z twistem, którego nie sposób było przewidzieć. Szkoda tylko, że ten twist okazał się jednym wielkim rozczarowaniem.
Po trzech tygodniach muzycznych zmagań nie wygrał Chopin – wygrała kalkulacja. Mam nadzieję, że system oceniania w przyszłych edycjach ulegnie diametralnej zmianie, a w szczególności po prostu uproszczeniu. Żeby nikt już więcej nie musiał robić wielkich oczu, bo wyniki są zupełnie inne, niż oczekiwało tego Jury.