Oglądając takie filmy jak Cicha noc, człowiek zaczyna się zastanawiać, czy bycie Polakiem to „najlepszy interes jaki się zrobiło w życiu”. Piotr Domalewski z taką siłą uderza w rodzime słabości, punktuje nasze fobie i uprzedzenia, że robi się ciężko na sercu. Z drugiej jednak strony katharsis jakie niosą takie filmy jest absolutnie nieocenione.
Cicha noc to debiut pełnometrażowy Piotra Domalewskiego, twórcy dotychczas kojarzonego z filmami krótkimi. Jeden z nich – 60 kilo niczego – obejrzałem w tym roku w Świdnicy i muszę powiedzieć, że już przy nim widać było wielki potencjał. Zgodnie stwierdziliśmy w gronie znajomych, że 60 kilo… powinno być filmem rozpisanym na pełny metraż. Domalewski wybrał jednak inną historię na swój debiut i z odzewu, który ciągnie się za Cichą nocą można wnioskować, że zrobił dobrze. Pytanie jak się ten ogólny zachwyt ma do rzeczywistej jakości filmu.
Odpowiedź jest prosta: wszelkie pochwały skierowane w stronę Cichej nocy są w pełni zasłużone. Piotr Domalewski wchodzi tym filmem do grona najlepszych polskich twórców z tą siłą, jak na początku tego wieku Wojciech Smarzowski. Nie będę tutaj się rozpisywał nad oryginalnością Cichej nocy, bo też nie o to do końca w niej chodzi, a nawiązania do Wesela czy Sieranevady są oczywiste. Jednak Domalewski chyba ma świadomość tego, że wiele nowego w temacie nie będzie w stanie pokazać. Bierze się więc za niego inaczej i robi pełny użytek ze swoich reżyserskich możliwości. Dzięki temu powstaje film do bólu prawdziwy, bolesny, niezwykle ciążący na sercu. Jednak przy tym także zabawny, chwilami rozbrajająco szczery. Domalewski do perfekcji opanował umiejętność żonglowania filmowym schematem i przerabiania go na swoją modłę. Dzięki temu właśnie Cicha noc, w której ograne motywy odhacza się jeden po drugim (konflikt braci, ojciec alkoholik, siostra bita przez męża), nie trąci myszką, nie pozostawia człowieka w uczuciu zobojętnienia wynikającym z faktu oczywiście nasuwającego się filmowego deja vu. Przeciwnie, Domalewski z taką precyzją kreśli relacje między bohaterami, tak wiarygodnie zmienia ekranowe emocje i podrzuca nowe tropy rozwiązania intrygi, że Cicha noc mimo naznaczenia brakiem oryginalności po prostu wciąga, żeby w kilku finałowych sekwencjach zupełnie przeorać psychikę widza. Nie ma siły, żeby wyjść z tego filmu bez mocniej bijącego serca.
Poza Domalewskim wielka w tym zasługa obsady, która jest absolutnie elektryzująca. Od nagrodzonego w Gdyni Dawida Ogrodnika, przez Tomasza Ziętka, na Agnieszce Suchorze skończywszy. Jednak najmocniejszym punktem tego aktorskiego składu jest i tak Arkadiusz Jakubik, który kolejną rolą udowadnia, że jest aktualnie najlepszym polskim aktorem. Period, end of story.
Cichą noc można określić jednym, zdecydowanie nadużywanym ostatnio słowem. Jednak jak rzadko, w przypadku tego filmu pasuje ono jak ulał: SZTOS!