Gdy wydarzy się coś złego, pijesz, żeby zapomnieć. Kiedy zdarzy się coś dobrego, pijesz, żeby to uczcić. A jeśli nie wydarzy się nic szczególnego, pijesz po to, żeby coś się działo. Gdybym musiał opisać Ćmę barową w trzech zdaniach, najchętniej użyłbym powyższego wywodu. To słowa tak charakterystyczne, że nie ma żadnych wątpliwości co do tego, kto mógł je wypowiedzieć. To Charles Bukowski. Mistrz słowa, melancholii i sztuki picia.
Henry Chinaski jest poetą i alkoholikiem. Całe dnie spędza w barach, w których utrzymując wysoki poziom alkoholu we krwi, upaja się swoją egzystencją. Gdy poznaje Wandę – również uzależnioną – jego życie ulega zmianie. Od tego momentu, film zaczyna kreślić jedną z najbardziej ekscentrycznych, kinowych definicji uczucia damsko-męskiego.
Mickey Rourke osiąga tu swój artystyczny szczyt, a całość wybrzmiewa w melodii nieporywającej opowieści, od której z jakiegoś powodu nie da się odwrócić wzroku. Perspektywa widza jest chaotyczna, rozmazana i wędrująca niczym po sinusoidzie. Dokładnie w ten sposób, gdy wypijesz pół litra czystego alkoholu na czczo i obserwujesz ten świat. Polecam. Film, rzecz jasna. Z alkoholem poczekaj na mnie.
Tomasz Samołyk