Rok 1966 wypełniała przestrzeń chwil wyjątkowych. Reprezentacja Anglii zdobyła pierwsze i ostatnie (jak dotąd) mistrzostwo świata w piłce nożnej. Oscara za najlepszy film kosmosu dostał przepiękny musical Dźwięki muzyki. Zespół The Beatles wydał jedną z najlepszych płyt w historii muzyki pt. Revolver, a John Lennon właśnie wtedy powiedział, że jego zespół jest popularniejszy od Chrystusa.
Jest jeszcze coś. W 1966 roku na ekrany światowych kin trafił film Fahrenheit 451 w reżyserii Francois Truffaut, będący adaptacją książki Raya Bradbury’ego, która moim zdaniem delikatnie ociera się o doskonałość. Film przedstawia romantyczno-dramatyczną dystopię. Zwykli ludzie są zmanipulowani przez media, które w jowialnych barwach przedstawiają najsmutniejsze katastrofy, a literatura jest całkowicie zakazana. Zabronione jest nie tylko czytanie książek, ale również ich posiadanie lub nawet samo o nich mówienie. Na straży prawa stoi sekcja wyszkolonych strażaków, którzy znalezione książki… spalają (podobno właśnie w temperaturze 451 Fahrenheitów). Finał to odrealniony i absolutnie wzruszający koncept, na który, drodzy Chłopcy, z pewnością poderwiecie najpiękniejszą i najinteligentniejszą kobietę na świecie. Viva ’66!
Tomasz Samołyk