Już dziś poznamy laureatów. Jednak będzie to prosta lista zwycięzców, z której trudno tak naprawdę wyciągnąć głębszą refleksję. Ja chciałbym o chociażby krótką się jednak pokusić, bo myślę, że przy okazji święta polskiego kina po prostu tego wymaga sytuacja. Zrobię to w najbardziej klarowanej formie, jak tylko umiem – najlepiej hasłowo i w punktach.
1. Idzie młode! – nieodwracalne jest wejście do pierwszej ligi polskich filmowców ludzi, którzy dali nam najlepsze propozycje tego festiwalu. Jan Matuszyński, reżyser wielkiej Ostatniej rodziny, Michał Marczak (Wszystkie nieprzespane noce – na zdjęciu) i Tomasz Wasilewski (Zjednoczone Stany Miłości) po prostu muszą zacząć rządzić w rodzimym kinie, bo bez tak nietuzinkowych i niesłychanie dojrzałych już postaci będzie ono ubogie. Do listy dorzuciłbym Kubę Czekaja, ale bardziej za poprzedni film Baby bump, niż za najnowszego, nieco rozczarowującego Królewicza Olch.
2. Smarzowski wraca do gry – po porażce Pod mocnym Aniołem, Wojtek zrobił najbardziej ambitny film w swojej karierze i wygrał. Wołyń nie jest może dziełem skończonym i pełnym, ale jest filmem absolutnie potwierdzającym, że brak w naszej kinematografii Smarzowskiego w takiej formie jest niemożliwy do wypełnienia. Pamiętam jak kilkuminutowym milczeniem kończył się seans Katynia Andrzeja Wajdy. Jednak jak tamten film był tylko momentami udany i taki finał wiązał się bardziej z szokującymi obrazkami, tak w przypadku Wołynia jest odwrotnie – milczymy i myślimy, bo mamy po prostu o czym. Tak wielkiej próby jest to dzieło.
3. Kobiety do boju! – czyżby miało się coś zmieniać i coraz więcej będzie w Polsce ciekawych ról dla przedstawicielek płci pięknej? Ten festiwal mógłby na to wskazywać i nie mówię jedynie o Zjednoczonych Stanach Miłości, w których 4 główne role zagrał wspaniały tandem Kijowska/Cielecka/Kolak/Nieradkiewicz. Pojawiła się także nie w pełni może udana Zaćma, ale za to z rewelacyjną Marią Mamoną. Mocne piętno na konkursie odcisnęła także Karolina Gruszka genialna w Szczęściu świata. Jednak największe wrażenie zrobiła ta, która teoretycznie nie miała szans w starciu z Beksińskimi – Aleksandra Konieczna, która zmasakrowała mnie jako Zofia Beksińska. Co za moc, co za rola.
4. Weterani trzymają się mocno – to się odnosi nie tylko do wielkiego Andrzeja Seweryna, ale także do nareszcie powracającego Krzysztofa Majchrzaka w może nie do końca perfekcyjnym Las 4 rano Jana Jakuba Kolskiego. Nie zapominajmy także o Januszu Gajosie, który w Zaćmie rozniósł drugi plan, oraz o Krzysztofie Stroińskim, który w bardzo mocny Szczęściu świata udowodnił, że wystarczy mu 5 minut, aby być zapamiętanym.
5. Gdynia jest piękna! – to miasto zachwyca! I chciałoby się powiedzieć coś podobnego, jak w przypadku festiwalu w Berlinie: gdyby gdyński festiwal przenieść w jakiś cieplejszy okres, nie byłoby czego krytykować.
Dużo było w tym roku w Gdyni…Wrocławia. Nie tylko w filmach, bo także i przy okazji np. nagród PISF. Oby Wrocław święcił podobne triumfy w przyszłości, bo chciałoby się, żeby nasze miasto także poza festiwalami Romana Gutka było prawdziwą stolicą, może tym razem polskiej, kultury. Tą częścią filmową na razie Gdynia zmonopolizowała. Na pewno przybędę za rok. Jak się kocha polskie kino, to trzeba tu być!