„Cobain: Montage of heck”: wiele hałasu o nic

Krótka sonda: co kojarzy się Wam z Kurtem Cobainem? Najczęstsze, najszybciej nasuwające się odpowiedzi:

– wielka gwiazda muzyki, twórca hitowej Nirvany

– gość uzależniony od narkotyków, przez które prawdopodobnie popełnił samobójstwo

– mąż równie kontrowersyjnej Courtney Love.

Tego można się swobodnie dowiedzieć z artykułu o Cobainie na wikipedii. Niestety z początkowo rewelacyjnego Cobain: Montage of heck nie można się dowiedzieć wiele więcej. Szkoda, bo potencjał był olbrzymi.

5f292d6a

Brett Morgen zaczyna swoją opowieść o Cobainie w sposób zupełnie zaskakujący – od intymnego portretu zniszczonego przez brak miłości rodziców dziecka, które przez wiele początkowych lat życia tułało się po kolejnych domach. Niekochany Cobain szukał swojego miejsca na ziemi i odnalazł je w tworzeniu muzyki. Na tym kończy się niestety konsekwencja Bretta Morgena. Potem Cobain: Montage of heck traci wszystko ze swojej wiarygodności. Nie zrozumcie mnie źle – Morgen jest reżyserem kapitalnym i jego film potwierdza, że obrane przez niego podejście do sztuki dokumentalistycznej jest zupełnie dla gatunku nietypowe. Bardzo mocno Morgen sygnalizuje swoją obecność jako twórcy, szczególnie poprzez kreatywność dobranych środków. Problem polega na tym, że jak Cobain: Montage of heck to film niezwykle efektowny, tyleż pusty, przechodzący jedynie po powierzchni podjętego tematu, irytujący i przeraźliwie długi.

la-et-ms-kurt-cobains-montage-of-heck-mixtape-surfaces-20141103

Morgen dokonał bardzo solidnej researchowej roboty – jest w Cobain: Montage of heck wiele materiałów wyjątkowo osobistych, wręcz intymnych, których na pewno nie można byłoby zaprezentować bez współpracy z Courtney Love i resztą rodziny Cobaina. Co więcej Morgen zrobił też świetną robotę reżyserską – poszczególne montaże, szczególnie te animowane oraz pamiętnikowe okraszone najlepszą muzyką Nirvany wyglądają jak małe dzieła sztuki. Problem w tym, że nie łączą się w jeden film, brak im spójnego przekazu. Jeśli Morgen chciał zaprezentować postać Cobaina ze strony innej niż dotychczas znana, to poległ na całej linii.

Narkotyczna wizja jaką jest ten dokument, idealnie wpisuje się bowiem w to co wiemy o Cobainie z licznych relacji – że był bardzo mocno uzależniony od środków odurzających, że był neurotykiem, który nienawidził występować w mediach. Słowem – nic nowego Morgen nie mówi, a miał ku temu szansę, bo materiały, które trafiły w jego ręce są wyjątkowo rzadkie. Z tego właśnie powodu można mieć do niego największe pretensje. Nie wykorzystał bowiem szansy na zaprezentowanie tej ikonicznej postaci muzyki rozrywkowej w sposób nowy, świeży. Świeżość widać w samym stylu reżysera, niestety brakuje jej w przekazie, który podsumowałbym podobnie jak partnerka, która wraz ze mną uczestniczyła w projekcji. Powiedziała:

Wolałabym chyba przeczytać te pamiętniki Cobaina, niż oglądać je w ten sposób zaprezentowane w filmie

Nic dodać, nic ująć.

Stasierski_5

Start typing and press Enter to search