Dawca pamięci

Dawca pamięci_recenzja

Znacie pewnie to uczucie, kiedy przeczytawszy recenzję danego filmu, decydujecie się w końcu iść na niego do kina i po wyjściu myślicie: czy ja oglądałem ten sam film co krytycy?. Ja miałem tak po obejrzeniu Dawcy pamięci.

Jest coś z jednej strony fascynującego, z drugiej niepokojącego w kierunku, który przybrała literatura science-fiction dla młodzieży. Od najmłodszych lat czytelnicy są bowiem atakowani ideami i problemami, które zdecydowanie bardziej pasują do życia dorosłych – totalitaryzm, społeczna inercja, odejście od wartości. Obrodziło ostatnio w tego typu nieco ambitniejszą literaturę, po którą z wielką chęcią sięgają też producenci w Hollywood. Zaczęło się świetnymi Igrzyskami śmierci, potem mieliśmy fatalną Niezgodną, po drodze był jeszcze przeciętny Intruz na podstawie powieści Stephanie Meyer, a w tym roku szykuje się jeszcze Więzień labiryntu. Najbardziej ambitny z nich wydaje się Dawca pamięci, opowiadający stosunkowo mało efektowną historię młodego chłopaka, który jak we wszystkich tych książkach, był inny. Jednak nie wyróżniała go siła, czy wielka wola przetrwania, a chęć postrzegania większej palety barw, odczuwania prawdziwych emocji. Philip Noyce, reżyser filmu, wziąwszy na rozkład powieść Lois Lowry, której przyznam nie znam, podjął się trudnego zadania. Dawca pamięci niesie bowiem dość proste przesłanie, którego spłycenie mogło doprowadzić film do absolutnej klęski. Tak się jednak nie stało, za co zasługa Noyce’a jest niekwestionowana. W szarej społeczności żyje Jonasz (imię zapewne nieprzypadkowe), który w tradycyjnej ceremonii zostaje wybrany na Biorcę Pamięci. W trakcie szkolenia poznaje Dawcę (jak zwykle niezawodny Jeff Bridges), który przekazuje mu tajemnice, informacje o świecie z przeszłości. Jonasz (rozwijający swój talent Brenton Thwaites) zaczyna dostrzegać jak wiele różni tamto życie, od tego w którym przyszło mu egzystować, szarego, pozbawionego emocji, gdzie wszyscy są wobec siebie odrażająco uprzejmi, a rządy wśród tych równych sprawuje Starszyzna, kierowana przez Przewodniczącą (Meryl Streep). Trzeba docenić Philipa Noyce’a, który z takiego materiału, potrafił zaprezentować nam naprawdę dużymi momentami rewelacyjny film. Dawca pamięci nie ma takiego budżetu co Igrzyska śmierci, nie ma takiego rozmachu co Niezgodna. Ma natomiast pewną rzecz, której szczególnie tej drugiej brakowało – emocje. Udało się je wytworzyć między innymi dzięki rewelacyjnej współpracy między Thwaitesem a Bridgesem, tworzącym swoistą parę ojca i syna, odbywających lekcję doświadczenia życiowego. Co ważne Noyce tę dużymi momentami bardzo kameralną historię potrafił zamknąć także w bardzo ładnym opakowaniu. Dawca pamięci bowiem świetnie i co ważne spójnie wygląda, scenografia i kostiumy idealnie pasują do klimatu filmu. Czy książki też, niech odpowiedzą Ci którzy czytali. Jeśli do czego można mieć pretensje, to zdecydowanie do końcówki filmu, która tyleż emocjonalna, wygląda na zrobioną nieco na chybcika, jakby zabrakło środków na coś więcej. Szkoda, bo do tego momentu Noyce kreślił wizję przedstawionego świata pewną ręką, która w ostatnich minutach filmu drży jak ręka nałogowego alkoholika. Mimo to za Dawcą pamięci stoją bardzo mocne argumenty – aktorstwo (nie zapominajmy o jak zwykle genialnej Meryl Streep), muzyka, pięknie, konsekwentnie wytworzony świat.

Świat bez uczuć, to świat bez miłości, radości, namiętności, ale też gniewu i złości. To świat, w którym żyć nie warto. Czytając to Paulo Coelho pewnie byłby w swoim żywiole. Jednak w odróżnieniu od jego wypocin, w Dawcy pamięci te tezy zabrzmiały świeżo i wiarygodnie. Pozytywne zaskoczenie. Krytycy w tym wypadku naprawdę się pomylili.

Maciej Stasierski

Dawca pamięci:

Stasierski_7

Start typing and press Enter to search