Delicatessen

Jeśli ktoś w ogóle kojarzy nazwisko Jean-Pierre’a Jeuneta, pierwsze co mu przychodzi do głowy to film ukrywający się za coraz częściej spotykanym w Polsce żeńskim imieniem. Jednak to nie wspaniała, nominowana do Oskara Amelia, a Delicatessen okazuje się dziełem skończonym tego reżysera. To w nim Jeunet pokazuje wszystkie motywy, które później będzie rozwijał w Mieście zaginionych dzieci czy wspomnianej Amelii. Delicatessen to niesamowity eksperyment formalny, prezentacja nieprawdopodobnej wyobraźni wizualnej, która przywodzi na myśl najważniejsze produkcje Tima Burtona. Jeunet można nazwać jego europejskich bratem. Nie ma wszak na Starym Kontynencie innego reżysera, która korzystałby w takim stopniu z ironii, surrealizmu, który tak mocno odchodziłby od prezentowania typowej fabuły na rzecz spektakularnej, oryginalnej prezentacji. Przez to też mówi się o Jeunet jako o reżyserze hołdującym regule przerostu formy nad treścią. Zapewne można byłoby się z tym po części zgodzić, niemniej jeśli spojrzy się na to jak Delicatessen wygląda, ten zarzut właściwie traci rację bytu. Jeunet, poprzez tak mocne postawienie na obraz, tworzy właściwie od zera specyficzny, brudny, ale fascynujący świat, w którym władzę nieomal dyktatorską sprawuje…rzeźnik, a Troglodyci chcą go zrzucić z piastowanej pozycji. Jeunet dotyka więc tematyki uniwersalnej. Dzięki swojej wyobraźni oraz wspaniałemu aktorowi Dominique’owi Pinon, udaje mu się to wszystko wziąć w nawias ironii, jego wizja świata jest intencjonalnie odrealniona, łączy w niej humor z makabrą i horrorem. Pinon po tym filmie stał się na lata najważniejszym współpracownikiem Jeunet. Ja po Delicatessen stałem się z kolei na lata jego oddanym zwolennikiem, czego i Wam życzę!

Start typing and press Enter to search