Macie pewnie takie momenty w swoim życiu, kiedy czujecie się staro. Wpływa na to zmęczenie pracą, brakiem wolnego czasu. Jednak zwykle ktoś potrafi Was z tego letargu wybudzić. Ja od tego mam przyjaciół, którzy zawsze umieją powiedzieć to, co w danej sytuacji chcemy usłyszeć. Jaką receptę na starość znaleźli bohaterowie Hotelu Marigold? Jedno słowo – Indie.
Starość to temat, którego filmowcy dotykają niezwykle rzadko. Powodów jest zapewne kilka, ale dominuje jeden – starość nie jest łatwa do sprzedania publiczności. Dlatego dobrotliwi staruszkowie zwykle odgrywają, szczególnie w kinie mainstreamowym, role drugoplanowe – doradców, ojców, dziadków, matek i ojców. Co więc stoi za sukcesem Hotelu Marigold, który przy maleńkim budżecie 10 milionów dolarów, pomnożył go prawie 14 razy? Brytyjska klasa realizacji oraz obsada, która mogłaby recytować nawet książkę telefoniczną i nawet wtedy wypadłaby okazale. Mimo tego nie spodziewałem się, że ktokolwiek może podjąć decyzję o nakręceniu sequela tego filmu – przeliczyłem się i ucieszyłem jednocześnie, bo okazało się, że będę miał okazję ponownie spotkać tylko bardzo uroczych bohaterów.
Fabularnie Drugi hotel Marigold nie dorównuje co prawda oryginałowi, jednak wciąż pozostaje rozrywką na niebotycznym dla wielu poziomem. Mógłby coś o tym powiedzieć Joss Whedon, którego Avengersi to wtórna i przeraźliwie nudna rozrywka. U Johna Maddena historia też jest przewidywalna, jednak nigdy nudna. Wręcz przeciwnie losy Evelyn (rewelacyjna Judi Dench) i Douglasa (Billy Nighy), Muriel (najlepsza z całej obsady Maggie Smith) czy Madge (świetna Celia Imre) dostarczają wzruszeń, swoistego ciepła na sercu, a co najważniejsze pozwalają się przejąć losem bohaterów. Do obsady z pierwszej części mocny dodatkiem okazał się Richard Gere jako hotelowy inspektor zakochany w matce Sonny’ego. Największym problemem filmu jest właśnie wspomniany Sonny. Wątek stworzony wokół tej postaci jest w filmie dominujący. W poprzedniej części nie było takiej dużej dominacji jednej historii, tutaj jest i w dodatku scenarzyści wybrali tę najgorszą. Szczęśliwie obsada, nawet Dev Patel, pozwala o tych mieliznach scenariusza skutecznie zapomnieć.
To dla tej znakomitej brytyjskiej obsady warto iść do kina, w którym spotka Was bardzo przyjemna podróż po piękniejszej stronie Indii.