Epicentrum

Recenzja_Epicentrum

Jako, że wakacyjny żar leje się dziś z nieba (i to chyba bez wyjątku w całej Polsce) to rozprawmy się z tym filmem szybko i bezboleśnie. Jeśli ktoś z Was wybierze się w ten weekend na wycieczkę do klimatyzowanej sali kinowej na projekcję tego filmu to może oczekiwać:

1) Fabuły na miarę telewizyjnego filmu katastroficznego (niemieckiej produkcji) z lat 90 tych. Ewentualnie podkolorowanego odcinka Dogonić tornado (Storm Chaser) znanego z ramówki jednego z kodowanych kanałów przyrodniczo-naukowych.

2) Postaci z papieru (i to takiego, w który zawija się ryby na placu). Naprawdę dałem tym bohaterom szansę uwiarygodnić się i przekonać mnie do swoich motywacji. Niestety, bohaterowie tej szansy nie wykorzystali.

3) Nietypowej obsady. Z jednej strony mamy tutaj Richarda Armitage’a (znanego szerszej z roli Thorina Dębowej Tarczy z kończącej się w tym roku trylogii Hobbita), który gra tu, stawiającego czoło siłom natury, archetypicznego amerykańskiego ojca, któremu żadne tornado nie straszne. Z drugiej strony gra tu, znana głównie z jednej roli w serialu Prison Break, Sarah Wayne Callies wcielająca się w postać dyplomowej specjalistki od trąb powietrznych. Plus sporo nołnejmów na dalszym planie. Jakoś się te typy obsadowe zupełnie nie kleiły. Choć trzeba przyznać, że Armitrage (wyglądający bez brody i zbroi krasnoluda jak brat Hugh Jackmana) nie zrobił wstydu i jakkolwiek starał się uwiarygodnić swoją, pisaną grubą kreską, postać.

4)Efektów specjalnych na przyzwoitym poziomie. Co prawda, film nie wnosi nic nowego do filmowego instrumentarium technologii wizualnych, jednak wszystko wygląda tu raczej autentycznie i nie razi niedoróbkami.

5) Niekonsekwentnej formuły wizualnej biorąc pod uwagę, że w opisie filmu czytamy, że grupa licealistów dokumentuje przebieg i skutki niszczycielskiego tornado. Po takim opisie spodziewać moglibyśmy się trzęsącej się kamery i formy paradokumentu. Otrzymujemy jednak dość niestrawną mieszankę w postaci sztucznie zaaranżowanych ujęć z „ręki” oraz uzupełnienia w postaci klasycznych plenerowych zdjęć. Te drugie zdecydowanie lepiej wypadły. 

5) Dużej ilości: klasycznych tornad, ogniowych tornad, ultra-wielkich tornad, latających miasteczek/zwierząt/samochodów/ludzi oraz całej reszty rzeczy, które mogą się wzbić w powietrze (w tym latających samolotów, które zasysa tornado-matka).

Lojalnie ostrzegam – nie zbliżajcie się zbyt blisko do Epicentrum. Film ten bowiem, podobnie jak brawurowo przedstawione w nim tornada, może wyssać z Waszych głów i serc ochotę na ponowną wizytę w kinie. Jeśli jednak jesteście zainteresowani to śmiało – trwa tylko 89 minut.

P.S – na szczęście przed projekcją Epicentrum był zaprezentowany najnowszy zwiastun Interstellar, który ponownie wlał w moje serce wiadro nadziei na potencjalnie największe wydarzenie w kinie A.D 2014 w temacie superprodukcji. Warner Brothers do dzieła!

Dominik Sobolewski

Epicentrum (reż. Steven Quale, 2014)

Sobolewski_3

Advertisement

Start typing and press Enter to search