Umówmy się, wiedziemy raczej spokojne i powtarzalne życie. Jesteśmy także w znacznej większości zdrowi psychicznie. Jasne, niektórym z nas może kiedyś odbije i zrobimy coś głupiego. Trzymam kciuki by tak się jednak nie stało, proponując fikcję jako zapobiegawczy kulturowy wentyl bezpieczeństwa. No bo kto, od czasu do czasu, nie chce sobie obejrzeć psychopaty w akcji z bezpiecznej odległości?
Szczególnie wtedy, gdy gra go najlepszy aktor świata. Mam do tego filmu wyjątkową słabość. Prosty konstrukcyjnie, oparty na znanym schemacie, wypada jednak ponadprzeciętnie dobrze. Zasługa to m.in: narracyjnej konsekwencji i autentycznego szaleństwa, jakie w tytułową rolę włożył Robert De Niro. Nie przeszkodziły też charakterystyczne dla Tony’ego Scotta dynamiczne ciosy montażowe. Przyzwoicie też wypada Wesley Snipes oraz Benicio Del Toro.
Dla mnie ten film na zawsze będzie kojarzył się z legendarnym już okrzykiem – Hey Bobby! – który marzy mi się kiedyś wykorzystać przy spotkaniu z De Niro (Bobby to zdrobnienie od Roberta).
Polecam.
Dominik Sobolewski.