#PonoćTakiZły: „Grinch: świąt nie będzie”

Michał Hernes: Dlaczego wybrałeś Grinch: świąt nie będzie – ze względu na święta, Anthony’ego Hopkinsa czy śpiewającego i pajacującego Jima Carreya?

Maciej Stasierski: Trochę ze względu na święta, ale także z powodu świetnego Carreya, który był w tym okresie jeszcze aktorem wartym uwagi. Z drugiej strony chaos na ekranie rządzi – zgodzisz się?

Michał: Carrey świetny, choć w trakcie seansu zastanawiałem się, czy nie jest to przypadkiem kolejna część Maski. Lubię ten film, ale szkoda, że nie wyreżyserował go Tim Burton z Johnnym Deppem w roli tytułowej (to temat w sam raz dla tego duetu z ich najlepszych lat). Co Ty na to? W tym chaosie i szaleństwie faktycznie jest metoda, choć na mnie największe wrażenie zrobił ten świat, ci bohaterowie i ten make-up (zasłużony Oscar dla mistrza Ricka Bakera). Mimo wszystko szkoda, że twórcy nie poszli bardziej w stronę musicalu, do którego idealnie pasuje uroczy staroświecki kicz Grincha. Co sądzisz o tym świecie, muzyce i śpiewającym Carreyu?

how-the-grinch-stole-christmas-2000-20

Maciej: Ron Howard zawsze wydawał mi się nie do końca dobrym wyborem na reżyserem tego filmu. Z drugiej jednak strony ten niezwykle doświadczony, bardzo wszechstronny twórca poradził sobie z szaleństwem historii Dr Seussa. Czy Burton by sobie poradził lepiej? Pewnie można byłoby go uznać za bardziej naturalny wybór. Z kolei Carrey wydaje mi się stworzony do roli głównej i nie szukałbym w Johnny’m Deppie jego następcy. Carrey po prostu szarżę ma wpisaną w swoją ekranową naturę. Szarżę, ale połączoną z niezwykłą komediową wrażliwością. To widać w finale Grincha, w którym przecież ten jedyny w świcie przeciwnik świąt zmienia swoją postawę. Bardziej niż na piosenkach, zależałoby mi być może na rozwinięciu postaci mieszkańców miasta, którzy przecież tworzą bajkową, piękną społeczność. Jest tam w końcu m.in. Christine Baranski, która cały czas nie znalazła swojej wielkiej kinowej roli. Czyli zgodzimy się, że Grinch najlepiej działa jako widowisko wizualne?

Michał:  Owszem, ale jednocześnie ten film jest sympatyczny, pełen ciepła i przede wszystkim jest bardzo zabawny, w czym duża zasługa Carreya, ale też reszty obsady. Gdyby ta produkcja nie była urocza i dowcipna, warstwa wizualna by jej nie uratowała. Na szczęście Ron Howard świetnie czuje kino gatunkowe i zebrał znakomitych aktorów. Bardzo podoba mi się także przesłanie tego filmu, być może skierowane bardziej do dorosłych niż dzieci. Zwłaszcza, że kilka (znakomitych zresztą) scen może być dla dzieciaków zbyt przerażających (do tego dochodzą różne filmowe cytaty). Z kolei dorośli widzowie po spojrzeniu na opis filmu, zwiastun i plakat mogą uznać, że jest zbyt dziecinny. Czy to trochę film dla nikogo, czy też ekscentryczna, niegłupia produkcja, którą warto odkryć i której warto dać szansę?

dr-seuss-how-the-grinch-stole-christmas-gallery-6

Maciej: Warto ten film odkryć. Ja go odkrywałem trochę na raty, ale jednak jak się okazało nie na marne. Mądra to historia, w której jednak wbrew temu co mogłoby się wydawać, odnajdą się i młodzi i starsi. A szczególnie fani Jima Carreya, dla którego była to jedna z ostatnich tak imponujących metamorfoz. Po Grinchu szarża zaczęła u niego tak mocno przeważać nad osobistą empatią, że ciężko było podziwiać jego późniejszych bohaterów. Tutaj naturalnego ciepła, które roztacza Carrey jest dużo. Na tyle dużo, żeby jego Grinch był bohaterem, którego można pokochać. A przecież właśnie o miłość chodzi w tym okresie każdego kończącego się roku. W kontekście tego filmu miłość pełną wątpliwości i nie zawsze łatwą do zaakceptowania. Jednak dzięki pasji Howarda i Carrey w końcu Grincha zaakceptujemy i będziemy mieli z niego wiele radości.

Start typing and press Enter to search