„Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi”: Powrót do dzieciństwa

Space Opera spod znaku „Gwiezdnych wojen” nie wybrzmiewała tak pięknie od czasu „Imperium kontratakuje” – tak się pisało się już przy okazji Przebudzenia mocy. Jednak dopiero przy Ostatnim Jedi to zdanie jest w pełni uzasadnione. Rian Johnson, przeciwnie do J.J. Abramsa, nie zrobił kalki filmu ze Starej Trylogii, a bardziej w kreatywny sposób wykorzystał już znane fanom serii motywy i połączył je z nowymi pomysłami. Dzięki temu powstał film, który sprawdza się zarówno jako piękny tribute dla klasycznej sagi, jak i genialne rozwinięcie nowych wątków.

Przebudzenie mocy skończyło się w momencie, kiedy Rey (Daisy Ridley) spotyka Luke’a Skywalkera (Mark Hamill). Równolegle z jej staraniem o rozpoczęcie szkolenia Jedi, toczy się walka Ruchu Oporu z Nowym Porządkiem kierowanym przez tajemniczego Snoke’a (rewelacyjny Andy Serkis – co ten człowiek potrafi robić głosem, sam już nie wiem) oraz jego ucznia Kylo Rena (Adam Driver). Na czele rebeliantów wciąż stoi generał Leia Organa (ostatnia rola Carrie Fischer).

star-wars-the-last-jedi-new-trailer-image-37

Rian Johnson jest fanem kosmicznej sagi – widać to właściwie w każdym kadrze Ostatniego Jedi. Jednocześnie nie jest prostym naśladowcą, tylko z każdego elementu stara się wycisnąć coś osobistego, coś co będzie w kreatywny sposób będzie rozwijać uniwersum Gwiezdnych wojen. Najlepiej to widać w przypadku postaci, które pojawiły się w Przebudzeniu mocy. Jeśli któraś z nich jakoś przepadła w tym nawale fabularnym, to Finn grany przez Johna Boyegę. Brakowało dotychczas w nowych Star Warsach wątku miłosnego, ale liczyć można było na lepsze jego rozwiązanie. Reszta rozwinęła się jednak wzorowo, na czele z Kylo Renem, co do którego miałem najwięcej wątpliwości po Przebudzeniu mocy. Jednak widać, że Johnson i Adam Driver świetnie się porozumieli, co do kierunku w którym ma ten bohater podążać. Kylo Ren jest w końcu pełnokrwistą, złożoną, bardzo mroczną postacią, w której być może tlą się jeszcze resztki religii Jedi. Pytanie, co w nim wygra pozostaje jednak w tym filmie bez odpowiedzi. Driver wyrasta nam na dominatora całej serii – wreszcie jest charyzma i moc, której tak brakowało. Pojedynek Rena z Rey, do które ponownie będzie musiało dojść z epizodzie IX zapowiada się ekscytująco.

star-wars-the-last-jedi-trailer-18-kylo-ren

Fabularnie Ostatni Jedi wydaje się być bodaj najbardziej skomplikowaną konstrukcją całej serii. Można było się obawiać tego, że Rian Johnson poprzestanie tylko na odkrywaniu kolejnych kart historii nowych bohaterów, co oznaczałoby strasznie rwany, oparty w całości na wybuchach emocjonalnych charakter narracji. Johnson jednak okazał się fachowcem przez wielki F – dzięki jego sprawności historia płynie, trzyma jednakowy poziom emocji, zaskakuje, chwilami wzrusza, a w końcówce przyspiesza, robiąc przy okazji kilka wyłomów w stosunku do Starej Trylogii. Dzięki temu Ostatni Jedi nie jest kalką Imperium kontratakuje czy Powrotu Jedi, a stanowi całkowicie niezależny, bardzo mocny dodatek do tej jakże bogatej sagi. O stronie wizualnej filmu nie ma co się zbyt mocno rozpisywać. Wystarczyć powiedzieć tyle: absolutna petarda! Niech świadczą o tym dwie sekwencje akcji, które nie tylko są niesłychanie widowiskowe, ale sam sposób ich realizacji w pewnym sensie podnosi poziom wykorzystania efektów wizualnych do stanu nieznanego kinu sprzed 5-7 lat. Mówię o scenie finałowej potyczki oraz o niesamowicie nakręconej w zwolnieniu sekwencji zniszczenia statku Nowego porządku – wrażenie niezapomniane!

sw_force_awakens_movie_screencaps.com_14920.0

Nie można, przy okazji omawiania Ostatniego Jedi, nie wspomnieć o Carrie Fisher i Marku Hamillu. Sam pobyt tej pierwszej na ekranie wywołał we mnie dużo emocji, który wiążą się z faktem jej przedwczesnego odejścia. Nigdy nie uważałem jej za świetną aktorkę, ale swoją rolę odgrywa tutaj w sposób „adekwatny”. Mark Hamill jest za to odkrycime, niejako na nowo. Luke Skywalker w jego wykonaniu ponownie inspiruje, ciekawi, ekscytuje i wzrusza – świetna rola, która napędza film nawet w momentach, w których narracja lekko zwalnia.

Ostatni Jedi jest idealnym przykładem tego, że nie wszystko za co bierze się Disney musi wyglądać tak jak adaptacje Marvela. To jednoznaczny dowód na to, że świat Gwiezdnych wojen jest wciąż bogatym źródłem inspiracji, pomysłów, odkryć. Przy okazji Thor: Ragnarok mówiłem Nie chcę więcej. Tutaj przeciwnie: Chcę więcej!

Start typing and press Enter to search