Najbardziej oczekiwany film od czasu 'Mrocznego Rycerza’ trafił ostatecznie do polskich kin. Film, który od momentu pierwszej wzmianki o jego produkcji wzbudzał ogromne zainteresowanie, które zostało mocno spotęgowane z biegiem czasu w wyniku utrzymywania jego fabuły w ścisłej tajemnicy. Pomogły w tym wypowiedzi aktorów w wywiadach, którzy zarzekali się, że po pierwszym czytaniu scenariusza potrzebowali drugiego, by w ogóle coś z niego zrozumieć. Projekt to niezwykły bo po raz pierwszy w historii studio filmowe ( Warner Bros) wyłożyło tak wielkie pieniądze( z kampanią reklamową ponad 200mln $) na coś, co nie jest jakkolwiek osadzone w pop-kulturze. Nie jest to bowiem żadna adaptacja, sequel, prequel czy tzw. 'wielka reaktywacja starej serii/filmu”. Mamy tutaj do czynienia z projektem w 100% autorskim i ORYGINALNYM. Takie ryzyko mogło zostać podjęte tylko ze względu na osobę Christophera Nolana i jego ostatnich osiągnięć ( a tak naprawdę wszystkich). Bo to przecież on wskrzesił Batmana z filmowego Hadesu, gdzie wtrącił go Joel Schumacher swoim 'Batmanem i Robinem’. To właśnie Nolan wziął na warsztat postać Batmana i stworzył kapitalny 'Batman Początek’ by później rozłożyć na łopatki świat filmu najlepszą możliwą adaptacją przygód Batmana w 'Mrocznym Rycerzu’, która 'przy okazji’ stała się 3 najbardziej kasowym filmem wszechczasów zarabiając na siebie ponad 2mld$.
Christopher Nolan to temat na zupełnie osobny artykuł, ale czysta matematyka pokazuje, że Hollywood XXI wieku nie ma w ofercie bardziej skutecznego reżysera ( który potrafi zrobić film zarabiający na siebie ponad 2mld$, a przy okazji rzucić sobie do stóp całą światową krytykę filmową)
Wracając do sedna, 'hype’ jaki powstał wokół tego filmu był większy od Nowego Yorku. Oczekiwania były tak absolutnie wygórowane, że nawet gdyby film okazał się 'tylko’ bardzo dobry to byłoby zdecydowanie za mało. No to w końcu jak wyszło?
Wyszło…
Arcydzieło – dzieło kultury, które zostało uznane przez odbiorców lub publicznośc za wyrożniające się na tle innych dzieł ( literatury, muzyki, filmu) lub za doskonałe w swoim gatunku. Status arcydzieła nadają odbiorcy w procesie recepcji. Arcydzieło może realizowac pewne obowiązujące w danym czasie standardy artyzmu, często jednak jest na tyle oryginalne, że je przekracza.
Wyszło arcydzieło dekady i wypowiadam te słowa z pełną odpowiedzialnością. Kluczem do zrozumienia fenomenu tego filmu jest słowo 'oryginalność’. Ta właśnie cecha determinuje całą resztę nadając jej, niespotykanej w kinie XXI wieku, jakości.
’Incepcja’ wychodzi znacznie poza to, co znamy w kinie i do czego zdążyliśmy już przywyknąć. W pewnym, symbolicznie związanym z filmem, znaczeniu budzi Nas i pokazuje Nam, jak wiele kino jeszcze może Nam zaoferować. To film, który wyznacza standardy na kolejne długie lata, jeśli nie dekady w kinie. Nie mówię tu tylko o tym, że od czasów 'Matrixa’ nie było tak pomysłowo nakręconego filmu, a raczej o tym, o czym traktuje fabuła, która szanuje inteligencje widza, indukując u niego Tsunami świeżości i kreatywności. To jeden z tych filmów, który z wiekiem będzie coraz to lepszy i lepszy. Film operuje na najwyższych znanych w kinie standardach techicznych – mamy tu oszałamiająco dobre zdjęcia, które jeśli w powietrzu byłoby wystarczająco przewodników prądu to z pewnością zelektryzowałyby widza, cisnąc w niego non-stop 220voltów. Muzyka Hansa Zimmera w filmie to pierwsza piątka soundtracków ( a gwoli ścisłości tzw. score’ów) w historii kina. Monumentalizm i iluzja przestrzennej głębi utworów Zimmera jest literalnie nie do opisania. Efekty specjalne w tym filmie to, o tyle ciekawy przypadek, że Christopher Nolan nie jest ich zwolennikiem i wszędzie tam gdzie się da, to ich unika. Wykorzystując zamiast komputera, realne konstrukcje i triki montażowe. Zdziwilibyście się jak wiele z ogromu efektów w tym filmie NIE powstało w komputerze. By wspomniec tylko znany ze zwiastunu obracający się korytarz hotelowy, czy budowe TYLKO na potrzeby filmu twierdzy w kanadyjskich górach na wysokości 4000m, która kończy swój żywot ogromną eksplozją. Reszty efektów nie zdradzę, domyślajcie się sami.
Tyle o kwestiach technicznych, główna siła tego filmu to SCENARIUSZ. Warte wspomienia jest to, że Christopher Nolan będąc zarówno reżyserem filmu jest także jego scenarzystą. To on wymyślił praktycznie wszystko i on to wprawił w ruch. Scenariusz pisany był od prawie 10 lat, a Nolan tylko czekał by kiedyś jakieś studio dało mu górę pieniędzy na jego realizację.
O scenariuszu nie powiem nic ponad to, że wygląda na robotę geniusza filmowego. Widać tutaj inspirację ulubionym filmem Nolana (’Odyseja Kosmiczna 2001′) czy choćby wspomnianego już wcześniej Matrixa. Uważne oko zobaczy również pewne elementy charakterystyczne dla serii o Jamesie Bondzie ( którego Nolan jest wielkim fanem). Całą resztę komentarza na temat scenarusza wyrobicie sobie sami, bo to jest jeden z tych scenariuszy, których nie da się opowiedziec ( czego i tak bym nie zrobił bo nie na tym polegają recenzję – choc w polskiej prasie niepokoi tendencja do opowiadania filmu zamiast jego recenzowania)
Aktorsko? Tutaj też mamy kino najwyższej próby. Obsadzenie w głównej roli Leonarda DiCaprio to najlepszy możliwy wybór ( ile to już razy mówiłem, że to najlepszy aktor swojego pokolenia). To była rola, która wymagała dużej inteligencji i wyczucia od aktora. DiCaprio po raz kolejny potwierdził swój niezachwiany status lidera. Cała towarzysząca mu obsada to wynik kapitalnie przeprowadzonego wyboru. Proponuje zwrócić w szczególności uwagę na dwóch aktorów – Josepha Gordona-Levitta oraz Toma Hardy’ego. Ten pierwszy do złudzenia przypomina szczuplejszego i młodszego Heatha Ledgera ( r.i.p once again) i radzi sobie w swojej roli znakomicie. Wróże mu po tym filmie naprawdę solidną karierę. Ten drugi to natomiast ogromne odkrycie bo naprawdę nie wiem, gdzie ten koleś się dotychczas podziewał. Rola, która została dla niego napisana i jej poprowadzanie przez Hardy’ego to bardzo mocny i charakterystyczny punkt obsady filmu. Jeśli zaśmiejesz się na tym filmie ( a i tak będzie) to w 99% z jego celnej riposty lub czegokolwiek co tam powie.
O końcówce filmu oraz całej reszcie nie powiem bo to już zobaczycie sami. Idźcie do kina, dajcie temu filmowi zarobić – to może być najlepiej wydane 20zł w Waszym życiu.
Myślałem, że takie filmy już nie powstają. Myliłem się i jakże cieszę się ze swojej pomyłki. Na takie filmy warto czekać latami.
Apetyt zaspokojony, jestem najedzony na najbliższe kilka lat.