Filmowe ujęcia Jezusa Chrystusa

Gdyby poważnie spojrzeć na niektóre sposoby przedstawienia Jezusa Chrystusa w filmie, można byłoby stwierdzić, że był on niezwykle przystojnym, wykształconym mężczyzną, który postanowił umrzeć za miliony, bo było mu to od zawsze przeznaczone. Taki obraz rysuje się szczególnie z filmów, których jakość jest mówiąc szczerze wątpliwa, a które pojawiają się szczególnie w amerykańskiej telewizji w liczbie niemożliwej do określenia (czytaj: dużej). Szczęśliwie są tacy twórcy, którzy od tego sposobu odchodzili. Nie zawsze udanie, ale trzeba docenić ich starania.

Spójrzmy najpierw na Pier Paolo Pasoliniego, który w swojej Ewangelii według św. Mateusza prezentuje Jezusa tak:

Il-Vangelo-secondo-Matteo-di-Pier-Paolo-Pasolini-1964

Gra go tutaj Enrique Irazoki. Film ten, dla mnie absolutnie nie do przełknięcia, prezentuje historię Jezusa Chrystusa zgodnie z tym jak ją zapisał św. Mateusz. Brakuje tutaj szaleństwa Federico Felliniego, brakuje włoskiej kinowej wyobraźni. Jest wierność tekstowi, piękne zdjęcia, ale też bardzo mocno widoczny czas, który upłynął od premiery filmu. Tej próby film Pasoliniego nie wytrzymał. Mimo wszystko jest to w praktyce jedyna godna uwagi europejska próba ugryzienia tematu. My, Europejczycy z niezrozumiałych względów boimy się tematów biblijnych. Stały się one więc domeną Amerykanów, którzy po historię Chrystusa sięgali co najmniej kilkanaście razy. Syna Bożego grali m.in. Max Von Sydow w wielkiej produkcji George’a Stevensa Opowieść wszech czasów (bagatela 4 godziny i 20 minut filmu), Christian Bale w mało znanej produkcji Maria, matka Jezusa czy Robert PowellJezusie z Nazaretu.

Najciekawsze bez wątpienia wydają się jednak dwie zupełnie od siebie odstające kreacje tej postaci. Pierwsza to interpretacja, a właściwie fizyczna transformacja Jima Caviezela w umęczonego Chrystusa z dzielącej publiczność Pasji Mela Gibsona. Druga to z kolei reinterpretacja postaci dokonana przez Martina ScorseseOstatnim kuszeniu Chrystusa, na podstawie powieści Nikosa Kazantsakisa. Łączy te dwie role (drugą w wybitny sposób zagrał Willem Dafoe) jedna rzecz – jakość. Dzieli wszystko inne.

rs_1024x759-140304135629-1024.jim-caviezel-passion-of-the-christ

Jim Caviezel, który w Pasji Gibsona mówi przez cały czas w języku aramejskim, w stopniu bardzo ograniczonym przedstawia nam charakterystykę Chrystusa. Jego kreacja ogranicza się w praktyce do pokazywania fizycznego bólu, który przeżywa Jezus skazany na śmierć. I jest to rzeczywiście prezentacja bardzo sugestywna. Poprzez Caviezela jesteśmy w stanie przenieść się tam, na wzgórza Golgoty, gdzie przebijano ręcę i nogi Chrystusa, aby przymocować go do krzyża. Część z Was powie pewnie, że brutalność serwowana przez Gibsona jest przesadna i w gruncie rzeczy nie ma większego fabularnego sensu przy muzyczno-wizualnym kiczu Pasji. Jest w tym prawda, jednak niepełna. Drugą stroną medalu jest bowiem siła oddziaływania tego filmu, która jest nie do zakwestionowania. Nikt tak mocno nie pokazał tych wydarzeń, nikt nie był w tym tak bezkompromisowy jak właśnie Gibson i Caviezel. Wydaje mi się, że stała za tym duża odwaga, a nie chęć łatwego zarobku poprzez epatowanie krwią. Dlatego Pasja, mimo sukcesu finansowego, pozostaje do dziś także dużym filmowym przeżyciem, momentami wyrastającym poza te wąskie ramy dużego ekranu.

Willem Dafoe The Last Temptation of Christ

Większym jest jednak Ostatnie kuszenie Chrystusa Martina Scorsese. Chyba nie ma innego reżysera, który z tak pozornie antychrześcijańskiej książki, potrafiłby stworzyć dzieło tak uniwersalne pod względem przekazywanych treści, tak dobrze pokazujące pozytywne strony religijności, na którą bezpośredni wpływ miała inspirująca postać Jezusa Chrystusa. Całą tę ideę poznajemy z wypowiedzi św. Pawła, który wygłasza przemówienie do wiernych przedstawiając historię Chrystusa. Historię, która nie miała miejsca, gdyż w Ostatnim kuszeniu Chrystusa poznajemy przecież jej wersję alternatywną. Jezus nie umiera w niej na krzyżu i jawi się jako pełen wątpliwości, wręcz zdystansowany i nierozumiejący swojej roli człowieka, który po omacku szuka wsparcia. Tę złożoność natury Jezusa idealnie odgrywa „pod włos” obsadzony w tej roli Willem Dafoe. Przy wydatnej pomocy Scorsese, mistrza muzyki Petera Gabriela i genialnej Barbary Hershey w roli Marii Magdaleny, wydaje się, że w Ostatnim kuszeniu Chrystusa paradoksalnie udało się najlepiej uchwycić filmowego Chrystusa.

W każdym z tych portretów jest trochę z biblijnego Jezusa Chrystusa. Ważne, żeby móc z tych różnych kreacji wydobyć coś dla siebie, coś osobistego, co pozwoli nam lepiej zrozumieć tę niesłychaną osobowość człowieka, który jeśli wierzyć we wszystko, umarł za miliony. Chciałoby się, aby kino znalazło środek do przedstawienia go w sposób idealny, ale czy to w ogóle jest możliwe…może w Żywocie Briana?

Start typing and press Enter to search