„Jurassic World”: drugie oblicze dinozaurów

Powrót do tematu dawno odłożonego na półkę? W Hollywood zdarza się nader często. Producenci z Fabryki Snów zupełnie nie czują kiedy warto powiedzieć Stop. Jednak sukces, dodajmy zupełnie zasłużony i zaskakujący, Jurassic World zapewne zachęci ich do powiedzenia Start. Start nowej serii, z nowymi bohaterami, których poprowadzi najnowsza gwiazda kina akcji – Chris Pratt.

Chris Pratt i Bryce Dallas Howard

Chris Pratt i Bryce Dallas Howard

Wszystko jest tutaj nowe – park, dinozaury, właściciel, odwiedzający. Czuć jednak element, który jest jednym z powodów dlaczego Jurassic World, wbrew obawom, udał się – Colin Trevorrow potrafił w swoim filmie nawiązać do oryginału Stevena Spielberga. Zrobił więc coś, czego nie potrafił sam Spielberg w Zaginionym świecie. Jak to zrobił? Proste – skierował nas ponownie do wielkiego parku rozrywki. Nie ma tutaj więc pseudointelektualnych dysput o dinozaurach, czy walki o przetrwanie rodziny. Jest czysta rozrywka i duża grupa ludzi potencjalnie zagrożonych przez genetyczną hybrydę nazwaną Indominus Rex (naprawdę jest wielki, a przy okazji szybki). Park w oku kamery John Schwartzmanna (genialnej) wygląda kapitalne. Jest wystylizowany na centrum rozrywki XXII wieku. Oglądając go miałem dojmujące odczucie zazdrości, że mnie tam nie ma. Na samym parku jednak Trevorrow nie zbudował sukcesu Jurassic World. Poszła za nim sprawnie poprowadzona fabuła, która oczywiście ma swoje słabości. Jednak owa sprawność Trevorrowa pozwala niemal o nich zapomnieć. Oczywiście nie mogło się obyć bez wątku miłosnego, przerysowanych mów o współczesnej wojnie i jednej zupełnie niepotrzebnej postaci. Właściwie wszystkie słabości fabularne mają wspólny mianownik – postać Hoskinsa, która stara się ratować jak może Vincert D’Onofrio. Jego bohater wprowadza zupełnie niepotrzebny chaos. Na dokładkę ma też wskazywać tło społeczno-polityczne tej genetycznej zabawy z dinozaurami. Jest to zupełnie zbędny zabieg, przy tak mocno ukierunkowanej na popcornowego widza rozrywce.

news_jw13

Ty Simpkins i Nick Robinson (z tyłu)

Szczęśliwie inne elementy Jurassic World wskazują na więcej konsekwencji twórców. Szczególnie ważnym jest główny bohater, grany przez Chrisa Pratta. Ten aktor, dotychczas znany głównie z roli w serialu Parks and Recreation oraz zeszłorocznych Strażników galaktyki, obok Dwayne Johnsona staje się największą aktualnie gwiazdą kina akcji. Całkiem zasłużenie, gdyż ma on naturalną, bardzo niewymuszoną charyzmę. Duet Pratta z Bryce Dallas Howard jest dzięki nim nie tylko efektowny, ale i wiarygodny. Co z tego, że dziewczyna biega po dżungli w szpilkach – w Hollywood nawet to przechodzi. Ten drobny szczegół nie może zepsuć mojego pozytywnego zaskoczenia Jurassic World, który ma szanse wzmóc zainteresowanie dinozaurami, zupełnie jak oryginał Spielberga z 1993 roku. Będzie to nie lada wyczyn po 22 latach od premiery tamtego filmu. W Jurassic World dinozaury ponownie ożyły na ekranie i są jeszcze bardziej niebezpieczne, a przy okazji piękniejsze niż dotychczas.

Chapeau bas za to co Colin Trevorrow zrobił ze skamieniałą serią. Prehistoryczne gady znowu straszą.

Stasierski_8

Start typing and press Enter to search